Pyrrusowe zwycięstwo

Wiele osób (nagminnie dziennikarze sportowi…) wypacza dzisiaj sens tego wyrażenia…

– Od jakiegoś czasu zauważam dziwny nawyk używania przez dziennikarzy i komentatorów sportowych frazeologizmu „pyrrusowe zwycięstwo” w niewłaściwym, w moim odczuciu, znaczeniu. Większość z nich myśli, że chodzi o „zwycięstwo nic niedające”. Np. Borussia Dortmund wygrała z Realem Madryt 2:0, ale mimo to nie zdołała awansować do półfinału Ligi Mistrzów. Czytam więc o „Pyrrusowym zwycięstwie Borussii”. Tymczasem – z tego, co mi wiadomo – „pyrrusowe zwycięstwo” to zwycięstwo okupione dużą ilością strat (np. drużyna wygrała 1:0, ale straciła dwóch kluczowych zawodników – jednego z powodu czerwonej kartki, a drugiego z powodu kontuzji). Czyżby owo powiedzenie nabrało współcześnie dodatkowego sensu? – pyta jeden z internautów (dane do mojej wiadomości).

Nie, nie nabrało, tylko dziennikarze piszący o sporcie dokonują gwałtu na polszczyźnie (często nawet o tym nie wiedząc), czego nie chcą jakoś dostrzec ich przełożeni.

Nie rozumiem na przykład, dlaczego w Polsacie Sport czy Orange Sport przymyka się oczy na to, by byli reprezentanci Polski (Dariusz Dziekanowski i Tomasz Hajto) komentujący tam mecze i otrzymujący za to niemałe honoraria kompromitowali się, mówiąc, że:

Zawisza zasłużenie  pokonała  Zagłębie Lubinbo była  w całym meczu minimalnie  lepsza.

Jeśli obydwaj nie wiedzą, kim był Zawisza Czarny (po łacinie Zawissius Niger) – że chodzi o XV-wiecznego, sławnego polskiego rycerza, niepokonanego w licznych turniejach, uczestnika bitwy pod Grunwaldem, symbol bohaterstwa i wszelakich cnót rycerskich i że klub wojskowy (pierwotnie w Koszalinie, ponieważ tam mieściła się siedziba Dowództwa II Okręgu Wojskowego, w 1946 roku otrzymał taką właśnie nazwę, gdyż uznano, że Zawisza Czarny to uosobienie ideału, do którego powinni dążyć zarówno żołnierze, jak i sportowcy) – to ktoś im to wreszcie powinien bezpardonowo uzmysłowić.

Jest więc (ten) Zawisza Bydgoszcz, a zatem trzeba mówić i pisać, że Zawisza zasłużenie pokonał Zagłębie Lubin, bo był w całym meczu minimalnie lepszy. Nazwa klubu ma rodzaj gramatyczny męski, choć kończy się na -a, gdyż wprost nawiązuje do postaci historycznej, jakim  był sławny rycerz.

Takich imion (czy pseudonimów) znajdziemy w polszczyźnie  więcej (np. Boruta, zwanym błotnikiem, mieszkający według legendy w podziemiach zamku w Łęczycy i strzegący skarbów, Rokita, inny ‘diabeł, hojny rozbójnik z Domaradza żyjący na górze Chyb, a według innej wersji przekazu ‘zła dusza zamieszkująca bagna’, Żegota ‘Ignacy, Lasota ‘Sylwester’).

Ale wróćmy do pyrrusowego zwycięstwa

Ma rację internauta, że dziennikarze wypaczają sens tego powiedzenia (o żadnej innowacji semantycznej nie ma mowy). Jak wiadomo, nawiązuje ono do sytuacji, gdy zwycięstwo osiąga się nadmiernym kosztem, np. z dużymi stratami w ludziach i sprzęcie wojennym, nieproporcjonalnymi do osiągniętych efektów.

Powiedzenie to wywodzi się od króla Epiru (starożytnego regionu w Grecji) Pyrrusa, który w III w. p.n.e. toczył wojnę z Rzymem o Półwysep Apeniński (wykorzystał jednocześnie piechotę, jazdę konną, słonie), przychodząc z odsieczą atakowanemu przez Rzym Tarentowi. I choć Pyrrus wygrał bitwę pod Ausculum w Apulii, to jednak okupił ją wielkimi stratami (zabitych zostało ok. 3,5 tys. jego żołnierzy).

Wówczas to miał powiedzieć do ludzi, którzy mu gratulowali sukcesu: „Jeszcze jedno takie zwycięstwo i będę zgubiony”.

Przenośnie zatem (w sensie sportowym) można powiedzieć o pyrrusowym zwycięstwie wyłącznie wtedy, gdy rzecz dotyczy podobnej sytuacji na boisku – wprawdzie wygrywa się, ale traci dwóch czy trzech najlepszych graczy i w następnej potyczce trzeba będzie włączyć do zespołu piłkarzy rezerwowych (zwykle słabszych). I w ogóle nie ma przy tym znaczenia to, czy owo zwycięstwo coś dało (np. awansowało się dalej), czy nie (straciło szanse).

Jeśliby więc Borussia weszła do półfinału Ligi Mistrzów, lecz straciła najlepszych zawodników, to właśnie odniosłaby pyrrusowe zwycięstwo…

 MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top