„Nie znamy już łaciny i z polskim nam niełatwo”…

Czy wystarczy napisać: Drzwi otwarte krakowskiej Alma Mater, czy jednak trzeba Alma Mater odmienić i użyć konstrukcji Drzwi otwarte Almae Matris? Kiedyś taka wątpliwość zdradziłaby sporą lukę w wykształceniu osoby o to pytającej

Tytuł dzisiejszego odcinka pochodzi z pięknego wiersza „Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa” napisanego kiedyś przez nieodżałowanego Jacka Kaczmarskiego. Oto fragment:

A my, nie z własnej winy,
aż się przyznawać hadko,
nie znamy już łaciny
i z polskim nam niełatwo.

Rzeczywiście, nie poruszamy się dziś za dobrze po zawiłościach języka łacińskiego, bo albośmy się go w szkole w ogóle nie uczyli, albośmy się z nim stykali, jednak w stopniu bardzo ograniczonym.

Co tu kryć, łacina − język ponoć nienowoczesny, martwy − powoli zanika, eliminuje się go skutecznie z listy przedmiotów nauczania (nawet na studiach), pozostawiając jakieś ochłapy. A przeszło 400 lat temu król Stefan Batory tak mówił do ucznia pewnej szkoły w Zamościu (tzw. łaciną makaroniczną):

Disce puer latine, ego faciam te mościpanie (Ucz się, chłopcze, łaciny, a zrobię cię panem).

Wprawdzie odzywają się głosy, że może warto by jednak ocalić co nieco z języka antycznego Rzymu, a później przez stulecia języka światowej nauki, literatury, dyplomacji, liturgii Kościoła, i propagować tzw. żywą łacinę, czyli jej odmianę nowocześniejszą, praktyczną, z uproszczoną gramatyką i wzbogaconym słownictwem, ale niewiele z tych pomysłów ostatecznie wychodzi.

Dziś młodzież (zafascynowana angielszczyzną) nie pała raczej miłością do lingua latina (linguae latinae). Język ten wydaje się młodym ludziom przestarzały, niepotrzebny, słowem – démodé.

Oczywiście takie opinie niewiele mają wspólnego z prawdą. Przecież klasyczna łacina ciągle jest obecna w tekstach pisarzy, poetów, chętnie przywołuje się rozmaite sentencje, przysłowia, powiedzenia, a pojedyncze słowa czy wyrażenia pojawiają się nawet w mowie potocznej.

Ale tu czyha na ludzi nieznających łaciny pierwsze niebezpieczeństwo, jeśli pomylą bądź zniekształcą oryginalne formy, a w wymowie źle zaakcentują słowa.

Zdarza się na przykład, że ktoś nie wie, co znaczy i jak ma być pisane wyrażenie summa summarum (dosłownie ‘suma sum; wziąwszy wszystko razem’), i mówi… suma sumarów.

Ktoś inny cały czas posługuje się określeniem senatorium na ‘zakład leczniczy i wypoczynkowy dla chorych i rekonwalescentów’ (czyżby pod wpływem słowa senat?), gdy tymczasem chodzi o sanatorium, ponieważ wyraz ten należy wywodzić od sanare ‘leczyć, uzdrawiać’, sanatio ‘uzdrowienie’.

Z kolei remanent (łac. remanens, -ntis; od remanere ‘pozostawać’), tzn. ‘spis towarów, materiałów, wyrobów znajdujących się w danej chwili w przedsiębiorstwie, sklepie’ itp., bywa zamieniany w renament albo remament.

Zdarza się, że ktoś mówi laboratorium (‘pracownia naukowa, techniczna do badań chemicznych, fizycznych, do analiz lekarskich) zamiast labolatorium, gdyż nie łączy się tego wyrazu z łacińskim słowem labor ‘praca, trud’ (a gdzie skojarzenie ze znaną dewizą św. Benedykta z Nursji, założyciela zakonu benedyktynów, ora et labora ‘módl się i pracuj’?).

Owe przejęzyczenia to jednak pestka w porównaniu z tym, jak odczytuje się czasem połączenie qu- w wyrazach requiem (‘pieśń żałobna’), aqua (‘woda’), quasi (‘jak gdyby’), qui pro quo (‘jeden zamiast drugiego’) czy quantum (‘pewna ilość’).

Otóż zamiast poprawnego [rekwijem], [akwa], [kwazi], [kwi pro kwo], [kwantum] słyszy się: rekłem, akła, kłazi, kłi pro kuło, kłantum.

Czy człowiek, który zetknął się w szkole albo na studiach z łaciną, pozwoliłby sobie na taką ignorancję?

Z pewnością nie. Wiedziałby doskonale, że requiem to biernik l. poj. od requies ‘odpoczynek’, i natychmiast by przywołał początkowe słowa modlitwy Requiem aeternam dona ei (eis) Domine! (Odpoczynek wieczny racz mu (im) dać, Panie!).

Wyjątkowo niektórzy językoznawcy zezwalają na mówienie [kuiz] albo [kwiz], kiedy chodzi o rzeczownik quiz (‘konkurs mający charakter imprezy rozrywkowej’) ze względu na upowszechnienie tego łacińskiego słowa w owym brzmieniu w języku angielskim i oddziaływanie tym samym na polszczyznę.

Na tym jednak nie koniec powszechnych uchybień przeciwko łacinie.

Musimy do nich koniecznie zaliczyć mówienie i pisanie areoklub, areodrom, areodynamika zamiast aeroklub, aerodrom, aerodynamika (cząstka aer- z gr. znaczy ‘powietrze’) albo przeciwnie − aeropag zamiast areopag (od gr. Areios pagos ‘wzgórze Aresa, gdzie pod gołym niebem odbywały się posiedzenia rady’), zamienianie cząstki ab na ad w zwrocie ab ovo (dosłownie ‘od jajka’, od Adama i Ewy’), a nawet utrzymywanie w wymowie głoski c w wyrażeniach ad hoc (‘doraźnie’), sic, (‘właśnie tak’).

Wspomnijmy wreszcie o potknięciach bardziej wyrafinowanych, o które trudno by było w pierwszej chwili podejrzewać autorów erudytów.

Piszą oni nieraz qui bono?, mając na myśli zwrot ‘komu to służy?’. Tymczasem poprawnie jest cui bono?, gdyż qui znaczy ‘który’, a dopiero cui to forma celownikowa ‘komu’.

Pecha ma rzeczownik elukubracja (‘mierny utwór piśmienniczy, opracowany z mozołem, ale bez talentu’) przerabiany co jakiś czas na ekulubrację. Nie popełni się jednak gafy, kiedy skojarzy się to słowo z łacińską formą elucubro (‘wypracowuję przy świetle lampy’).

Dzieje się i tak, że jedna litera zupełnie wypacza sens wypowiedzi. Gdybyśmy napisali: Pierwszą nagrodę przyznano ex equo, toby znaczyło… ‘przyznano z konia’, gdyż equus to ‘koń’.

Dopiero wyrażenie ex aequo tłumaczy się jako ‘na równi’.

Na koniec warto chyba przeanalizować kwestię z najwyższej półki, gdy mowa o zawiłościach gramatyki łacińskiej. Otóż brakuje jednomyślnego stanowiska lingwistów, czy makaronizmy wplecione w teksty polskie mają podlegać odmianie, czy nie. Innymi słowy – czy wystarczy napisać:

Drzwi otwarte krakowskiej Alma Mater, czy jednak: Drzwi otwarte (kogo? czego?) Almae Matris?

Pamiętam, jak redaktor „Żywocika Literackiego” (rubryki prześmiewczej w ogólnopolskim tygodniku Życie Literackie” ukazującym się kiedyś w Krakowie) nie oszczędził autorki, która tę nazwę unieruchomiła fleksyjnie, słowami, że „Alma Mater nie lubi odmiany na naser mater”!

Ale to było… 40 lat temu!

Dziś redaktorzy słowników poprawnej polszczyzny są bardziej wyrozumiali − zezwalają na mówienie i pisanie w takim wypadku Alma Mater.

Cóż, łacina w odwrocie, więc kto by się zastanawiał, do której deklinacji, rozpoznawanej po tym, że w dopełniaczu występuje zakończenie -ae, -i, -is, -us lub –ei, przyporządkować dane słowo i jakiej użyć formy w przypadku zależnym.

A jeszcze kilkadziesiąt lat temu uczniowie na lekcji łaciny musieli na zawołanie znać formy fleksyjne wyrazu hortus (‘ogród’) i recytować horti, horto, hortum, horto, horte, a w l. mn. horti, hortorum, hortis, hortos, hortis, horti, wiedząc, że to II deklinacja.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top