Do Innsbrucku albo Innsbrucka

Obydwie formy dopełniacza są dziś uznawane za poprawne. Ale kiedyś jedni lingwiści stawiali na (kogo? czego?) Innsbrucka, a drudzy na (kogo? czego?) Innsbrucku…

– Podczas Konkursu Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen komentatorzy telewizyjni używali formy dopełniacza nazwy miasta Innsbruck w Austrii z końcówką -a, do Innsbrucka (zapraszamy na turniej do Innsbrucka). Czy nie powinno się mówić i pisać do Innsbrucku – pyta internauta; szczegółowe dane do wiadomości mojej i redakcji).

Z nazwami miejscowymi jest tak, że czasami przyjmują w dopełniaczu końcówkę -a, a niekiedy -u.

Mówimy np. z jednej strony:

do Paryża, do Berlina, do Brandenburga, do Tallina, do Luksemburga, do Tarnobrzega, do Nowego Sącza, do Malborka, do Göteborga, do Mińska, do Szczecina,

a z drugiej: do Londynu, do Madrytu, do Belgradu, do Dubaju, do Damaszku, do Sztokholmu, do Budapesztu, do Bukaresztu, do Libanu, do Żmigrodu, do Nowego Targu.

Żadnej reguły gramatycznej tu nie ma, wszystko zależy od względów słowotwórczych i czasów, w których dana nazwa powstała, a także od tego, jaka końcówka się utrwaliła i jak deklinacyjnie traktowali jakąś nazwę mieszkańcy.

Zdarzało się i tak, że jedna nazwa oddziaływała na drugą, wchodziło w grę podobieństwo brzmieniowe lub graficzne w wygłosie, obcość lub rodzimość takiej czy innej nazwy miejscowej.

Niewykluczone, że mówimy dzisiaj i piszemy Paryż – do Paryża pod wpływem rodzimego (słowiańskiego) zakończenia -a w dopełniaczu nazw Chociebuż, Woroneż, Zbaraż, Unierzyż. Jest jednak Asyż – i jeździmy do Asyżu, a nie: do Asyża.

Na temat obcojęzycznej nazwy Innsbruck i jej odmiany przez przypadki toczyła się swego czasu wśród leksykografów dyskusja. Padały propozycje, by spolszczyć ją na Insbruk (lub Innsbruk) i nadać jej obligatoryjnie końcówkę dopełniacza -a (Insbruka, Innsbruka).

Pierwsi przeforsowali to Stanisław Jodłowski i Witold Taszycki i w Słowniku ortograficznym i prawidłach pisowni polskiej według uchwał Komitetu Ortograficznego Polskiej Akademii Umiejętności z roku 1936 (wydanie IV, Wrocław 1955, s. 288) podali nazwę znanego górskiego kurortu w Austrii właśnie w postaci graficznej spolonizowanej jako Innsbruk (nie: Innsbruck) i wyłącznie końcówkę fleksyjną II przypadka -aInnsbruka.

Ale oto po wielu latach w Wielkim słowniku ortograficznym języka polskiego wydawnictwa „Wilga” pod redakcją Andrzeja Markowskiego (Warszawa 1999, s. 175) natrafiliśmy na zupełnie inne rozstrzygnięcie normatywne:

na hasło Innsbruck (a więc brzmienie i postać graficzną oryginalną, a nie spolszczoną Innsbruk) i dopełniacz do Innsbrucku (może przez analogię do Tobruk – Tobruku?).

Było to o tyle zaskakujące, że Nowy słownik ortograficzny PWN pod redakcją Edwarda Polańskiego (Warszawa 1996, s. 249) odnotowywał oboczne formy dopełniacza nazwy Innsbruck, czyli:

Innsbrucka i Innsbrucku.

Owe wariantywne postacie II przypadka nazwy Innsbruck znalazły się zresztą już wcześniej w Słowniku ortograficznym języka polskiego wraz z zasadami pisowni i interpunkcji PWN pod redakcją Mieczysława Szymczaka (kilkanaście wydań, ostatnie w 1992 roku, s. 367).

Inaczej brzmiał tylko przymiotnik wywiedziony od Innsbruck. Mieczysław Szymczak wprowadził spolonizowaną formę insbrucki (przez jedno n), Edward Polański pozostał przy pisowni innsbrucki, wiernie oddającej nazwę Innsbruck.

Z kolei obydwie formy (innsbrucki i insbrucki zamieściły Wielki słownik ortograficzny języka polskiego wydawnictwa „Wilga” oraz Wielki słownik ortograficzno-fleksyjny wydawnictwa „Horyzont” pod redakcją Jerzego Podrackiego (Warszawa 2001, s. 382).

W tej sytuacji nie ma chyba innego wyjścia, jak tylko zgodzić się z obydwiema postaciami dopełniacza nazwy Innsbruck [wym. insbruk a. inzbruk], tzn. Innsbrucka i Innsbrucku, oraz na przymiotnik w pisowni innsbrucki oraz insbrucki.

MACIEJ MALINOWSKI

 

Scroll to Top