„Ale jesteś begi i obrendowany”

Wspominałem już o tym, że w najmłodszej polszczyźnie na popularne buty marki Adidas (Adidas to połączenie imienia Adi, zdrobnienia od Adolf, i skrótu Das, od nazwiska Dassler) − koniecznie z nowym logo, czyli trzema paskami tworzącymi z napisem „adidas” trójkąt; dawniej była koniczynka − mówi się adki, adasie, adiki, adole.

Potwierdzacie to? Na pewno.

Są ponoć jeszcze adasie na wypasie (jeśli wyglądają szczególnie odlotowo) i adiki muszelki, tzn. będące odmianą adidasów typu shell (tych z plastikowym przodem przypominającym kształtem muszlę).

Inny obuw (to skrót od obuwie) tego rodzaju − produkt firmy Nike − otrzymał względnie prostą od Was nazwę (te) najki. Wszystkie ochrzczone zostały mianem cichobiegów bądź cichochodów lub cichoszmerów albo halówek w przeciwieństwie do zaganiaczy, czyli twardych, błyszczących butów z długim czubem, wizualnie powiększających nogę o kilka numerów.

Z kolei workowate spodnie nazywają się w środowisku hiphopowym i skejtowym baggy lub begi, a czasem bagginsy. Niektórzy mówią po prostu worki, gdyż są to spodnie bardzo szerokie, z krokiem możliwie jak najniżej.

Moda przyszła oczywiście z Ameryki. Ale jak pisze Bartek Chaciński, autor Wypasionego słownika najmłodszej polszczyzny i Wyczesanego słownika najmłodszej polszczyzny (obydwa wydała oficyna „Znak”), styl baggy ma też ponoć związek z muzyką acid house, popularną w Wielkiej Brytanii po koniec lat 80. ubiegłego wieku. Słowo baggy zaczęto tam odnosić nie tylko do spodni, ale i całego niedbałego wyglądu.

Jeśli dziewczyna powie do chłopca: Jesteś begi, to nie będzie to z pewnością komplement. Warto dodać, że przy okazji mody na spodnie typu baggy, w skrócie na begi, zmieniła się popularna nazwa dżinsów: na dziny albo dzirny.

Koniecznie muszę wspomnieć o dwóch nowych wyrazach: branding (polski brending) i obrendowany (od angielskiego brand ‘marka’). Choć wydają się ciekawe, to jednak mają odcień nieco negatywny, a momentami wręcz ironiczny.

Dlaczego? Otóż dlatego że za obrendowanego uchodzi ten osobnik, który na różnych częściach odzieży ma widoczne z daleka metki z wielkimi napisami Lee, Lervi’s, Big Star, Adidas, Fila, NIKE itp. Niby od razu widać, że gość nosi wypasione ubranie (czyli jest grubo ubrany; nie znaczy to jednak, że ‘ciepło’, tylko ‘modnie, niuskulowo’), a jednak uznaje się go za obrendowanego, inaczej śmiesznego, bo niepotrzebnie ometkowanego.

Nic więc dziwnego, że szybko objawili się przedstawiciele nurtu no logo, którzy kupują markowe ciuchy, ale natychmiast odpruwają, odrywają ze spodni czy kurtki wszelkie informacje o projektantach bądź producentach.

Jakaż to później frajda patrzeć na to, jak koleżanki czy koledzy głowią się, o którą to chodzi firmę. Poza tym zawsze można pozostać tajemniczym, jeśli kupiło się coś wyjątkowego, ale nie markowego, i zaoszczędziło sporo kasy (czyli hajsu, szmalu albo… peelenów).

Pan Literka

Scroll to Top