Urzędomat, wpłatomat, kawomat

Takie dziwne słowa atakują polszczyznę ogólną. Czy się upowszechnią?

Zauważam (trochę ze zdziwieniem), że znajdują powoli drogę do polszczyzny ogólnej takie słowa, jak urzędomat, wpłatomat, kawomat.

O dziwo, językoznawcy spoglądają na nie łaskawym okiem, mówią, że formy te nie zakłócają komunikacji między ludźmi, a przy tym zwięźle i ekonomicznie nazywają jakieś urządzenie, i że pod względem słowotwórczym nie można im nic zarzucić.

Zostały bowiem utworzone według tego samego wzorca, według którego powstały i na dobre funkcjonują nazwy wielu innych urządzeń automatycznych (np.bankomat, parkomat). Po prostu do członu różnicującego urzęd-, wpłat-, kaw- doszła cząstka -mat wywodząca się ze skróconego rzeczownika automat, a wszystko jeszcze połączone zostało spójką o.

Czyżby zatem nie było o co kruszyć kopii?

Skoro mamy wyrazy bankomat, biletomat, parkomat, lottomat, alkomat itp., to niech dołączą do owej grupy twory urzędomat, wpłatomat, kawomat, nic się nie stanie – można by to krótko skomentować. Ale właśnie…

A jeśli taka zabawa słowna (możliwości rodaków są przecież nieograniczone) nie skończy się i samozwańczy „słowotwórcy” zaskakiwać nas będą coraz to nowymi, jeszcze bardziej „oryginalnymi” nazwami o zakończeniu -mat?

Czy zaaprobujemy wówczas – przykładowo – rzeczowniki herbatomat, napojomat, słodyczomat, lodomat, papierosomat, gazetomat, kartomat itp.?

Dlatego nie wiem jak Państwo, ale ja bez entuzjazmu przyjmuję pojawienie się w języku ogólnym słów urzędomat, wpłatomat, kawomat.

Na to pierwsze natrafiłem jakiś czas temu w internecie. Przeczytałem tam, że maszynę o dziwnej nazwie urzędomat zainstalowano w jednym z urzędów skarbowych:

Podatnik, zamiast stać w kolejce do okienka, żeby oddać zeznanie podatkowe, wrzuca je teraz do maszyny, „urzędomat” przyjmuje dokument, skanuje pierwszą stronę, na której odnotowana zostaje data i godzina dostarczenia dokumentu, i wydaje ją klientowi. Dzięki nowemu nabytkowi z pewnością zmniejszą się kolejki w urzędzie − podsumował dziennikarz.

Jak wieść niesie, urządzenie służące do przyjmowania dokumentów i wydawania potwierdzenia wymyśliła, zbudowała i opatentowała warszawska firma Neo Media Systems, ale nazwę owego cudu techniki „zawdzięczamy” ponoć samym pracownikom fiskusa (gratulujemy inwencji).

Słowo urzędomat wydaje się rzeczywiście nie najszczęśliwsze, jeśli już, to wolałbym wyraz pitomat (od PIT). No chyba że urzędomat będzie przyjmował wszelkie dokumenty dostarczane do urzędów, stanie się takim „dziennikiem podawczym”…, wtedy nazwa okaże się w miarę adekwatna.

Niewykluczone, że oswoję się też ze słowem wpłatomat.

Na razie mnie drażni, choć właściwie do końca nie wiem dlaczego. Nietrudno było przecież przewidzieć, że skoro jest automatyczne urządzenie służące do wypłaty gotówki za pomocą magnetycznej lub chipowej karty płatniczej, to wcześniej czy później powstanie coś odwrotnego, czyli maszyna do przyjmowania wpłat od klientów banków, żeby nie musieli stać w kolejce, gdy spłacają np. ratę kredytu.

No i wreszcie je wyprodukowano i nazwano najprościej jak tylko się dało − wpłatomatem. Nie wiem, może gdyby od razu istniało słowo wypłatomat(a nie: bankomat), dziś bym obojętnie, bez emocji przechodził koło rzeczownika wpłatomat

Z nazwą kawomat było ponoć tak…

Za sprawców wprowadzenia jej do obiegu uchodzą jak gdzieś wyczytałem studenci dziennikarstwa uniwersytetu w Zielonej Górze.

Otóż przeprowadzili oni kiedyś eksperyment słowotwórczy, polegający na tym, że na automatach z kawą przypięli kartki z napisem kawomat.

Po dwóch tygodniach zrobili sondę i okazało się, że forma kawomat spodobała się zarówno żakom, jak i profesorom, bo jest krótsza niż wyrażenie automat do kawy. Dziś posługują się nią ochoczo nie tylko studenci, ale i handlowcy i dystrybutorzy kawy oraz firmy wypożyczające tak nazywane urządzenia.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top