Dlaczego schody, a nie wchody i schody?

Nazywanie tego samego elementu konstrukcyjnego budowli czy przyrządu ze stopniami na dwa sposoby okazało się z czasem zbyteczne…

– Od najmłodszych lat nurtuje mnie pewna kwestia językowa: jaki jest powód, że na coś, co służy do wchodzenia na górę, mówi się „schody”? Przecież „schody” mają związek z czasownikiem „schodzić”, czyli przemieszczać się w dół. Logiczniej więc byłoby zróżnicować znaczenie nazwy konstrukcji  żelbetonowej bądź drewnianej, stalowej itp. ze stopniami na „wchody” i „schody”. Mówiłoby się zejść „schodami w dół” i „wejść wchodami na górę” (e-mail nadesłany przez internautę).

Trudno nie przyznać racji czytelnikowi upominającemu się o logikę i precyzję w wysławianiu się (że wchodzi się wchodami na górę, a schodzi schodami w dół). Tylko że w języku nie zawsze wszystko jest logiczne…

Naszym przodkom nigdy nie przyszło do głowy, by różnicować nazewniczo ten sam, ważny element konstrukcyjny budynków piętrowych lub ukształtowania terenu i mówić raz wchody, a raz schody. Owszem, posługiwali się słowem (ten) wchód  (w l. mn. wchody), ale w znaczeniu ‘wejście, wnijście do budynku’.

Do dzisiaj na frontonie Kamienicy Lanckorońskich w Rynku Głównym 21 w Krakowie wmurowana jest tablica następującej treści: „Rok 1867 Filja Akcyjnego Banku Hipotecznego Wchód od Rynku i Wchód od ul. Brackiej” .

Po słowo wchód chętnie sięgali prozaicy tamtych czasów. Bolesław Prus pisał: Z siedmiu pokoi składających się na eleganckie jego mieszkanie wybrał sobie mały, z osobnym wchodem gabinet, położony od strony podwórza, a Józef Ignacy Kraszewski: Mieli chatkę maleńką (…) z jednym okienkiem i jednym wchodem do niej.

Współcześnie posłużylibyśmy się oczywiście nie słowem wchód, ale wejście.

Skoro był wchód, musiał być i wychód, tzn. ‘miejsce, którym się wychodzi; wyjście’: Jak już tam będziemy, to nam nikt nie umknie, bo to jest jedyny wychód z jaru (to Henryk Sienkiewicz, „Ogniem i mieczem”).

Obydwa archaiczne w naszych czasach wyrazy odnotowywał jeszcze Słownik języka polskiego PAN pod redakcją Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1967, t. IX, s. 890 i s.1424), rzecz jasna z uwagą: dawne. Ale – jak wspomniałem – o wchodzie lub o wchodach na górę po stopniach betonowych czy drabinie nikt w przeszłości nie słyszał. Używano za to – co może nieco dziwić – form wschód, wschody.

Wschód było ‘to, po czym się wchodzi, stopień’ – czytamy we wspomnianym Słowniku języka polskiego PAN sprzed 54 lat (s. 1301). Podano tam jeszcze inne przykłady wystąpienia tego wyrazu:

Pan Dembowski z barankową czapką w ręku stał na pierwszym wschodzie ganku;

Po sześciu wschodach, opatrzonych sztucznie rzeźbioną poręczą, zstępowało się do komnaty ostatniej;

Wielkie wschody wiodące na górę wysłane były kosztownymi kobiercami.

O wschodzie, wschodach w tym znaczeniu wspomina się zresztą już w Słowniku języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego z połowy XIX w. (Lwów 1860, t. VI cz. I, s. 411). Przytacza się tam słowa Knapiusza z XVII w. Schód, którym schodzą w dół, jako wschód na górę, właśnie [tutaj w znaczeniu: właściwie] mówiąc, a także sformułowania: Wschód, schód do wstępowania  i zstępowania; Wschody do wstępowania w górę bywają dębowe, sosnowe.

Dowiadujemy się stamtąd, że istniały również w obiegu zdrobnienia wschodek, wschodki i schodek, schodki.

W końcu jednak uznano, że nazywanie w gruncie rzeczy tego samego elementu konstrukcyjnego budowli czy przyrządu ze stopniami, a tym samym mówienie oraz pisanie wschody, wschodki (prowadzące na górę) i schody, schodki (prowadzące na dół) mija się z celem.

Od tej pory schody zaczęły nazywać zarówno schodzenie na dół, jak i wchodzenie na górę. Schody (nie: wschody) ‘stopnie’ przestrzegał Słownik poprawnej polszczyzny PWNpod redakcją Witolda Doroszewskiego z 1973 r. (s. 676).

MACIEJ  MALINOWSKI

Scroll to Top