Stanąć na rządzie

Wydawało się, że wraz ze zniknięciem ze sceny politycznej Lecha Wałęsy i b. ministra kultury Zdzisława Podkańskiego z PSL przestanie być aktualne hasło „Mówiem, jak chcem, bo i tak mi nic nie zrobio…”. Okazuje się, że naśladowców takiej czy podobnej niby-polszczyzny nie brakuje…

Jeśli chodzi o język, którym posługują się politycy, jest źle, bardzo źle! Mimo to zadowoleni z siebie mówcy ochoczo garną się przed telewizyjne kamery, by powiedzieć coś nie tylko mało sensownego, ale głównie nie po polsku! Jak żałosne gramatycznie, składniowo bądź fonetycznie są czasem ich komentarze, analizy, porównania…

Niestety, stali bohaterowie programów informacyjnych wcale się tym nie przejmują, nierzadko w ogóle nie wiedzą o popełnieniu wykroczenia przeciwko regułom poprawnej polszczyzny. Ale jak się mają o tym przekonać, skoro nikt im nie zwraca uwagi albo boi się to zrobić?

Wydawało się, że wraz ze zniknięciem ze sceny politycznej Lecha Wałęsy i b. ministra kultury Zdzisława Podkańskiego z PSL przestanie być aktualne hasło „Mówiem, jak chcem, bo i tak mi nic nie zrobio…”. Okazuje się, że naśladowców takiej czy podobnej niby-polszczyzny nie brakuje.

Co ma zrobić językoznawca, kiedy słyszy z ust polityków (nie wyłączając premiera i prezydenta!), że coś stanęło najpierw na klubie, następnie na komisji, a dopiero później na rządzie?

Czy powinien przejść koło tego obojętnie i uznać, że są to sformułowania środowiskowe, ale w sumie dopuszczalne, czy też zaprotestować i próbować z tym walczyć?

Jeśli chodzi o mnie, to nie mam żadnych wątpliwości: taka swojszczyzna polszczyzna, charakterystyczna dla większości osób wypowiadających się publicznie, musi być napiętnowana. Sprawy by mogło nie być, gdyby w ten sposób porozumiewano się wyłącznie we własnym gronie. Niestety, taką nowomowę (a może staromowę z czasów PRL?) słychać w wypowiedziach radiowych i telewizyjnych, podczas wygłaszania referatów czy zabierania głosu w dyskusji itp. Jest groźna, gdyż dociera do uszu milionów Polaków, którzy nolens volens zapamiętują potem niepoprawne wyrażenia, zwroty i zaczynają ich bezwiednie używać.

Doprawdy niczym nie da się usprawiedliwić mówienia na rządzie, na klubie, na komisji itp.! Ani pośpiechem, ani nieuwagą, ani dążnością do skrótowości!

W języku polskim można czasem użyć skrótu, opuścić w zdaniu jakiś składnik, np. orzeczenie (Ojciec w domu? zamiast: Czy ojciec jest w domu?). Zapobiega się w ten sposób powtarzaniu tych samych wyrazów. Fachowo językoznawcy nazywają to zastosowaniem w zdaniu elipsy.

Jest też inny środek, synekdocha, bardzo ostatnio modny. Otóż dziennikarze TVN nagminnie posługują się zwrotami typu:

Zaczynamy od napadu na bank zamiast Zaczynamy od informacji o napadzie na bank;

Rozpoczynamy od groźnego wybuchu zamiast …od informacji, od relacji o groźnym wybuchu.

Mają coraz więcej naśladowców w innych stacjach, np. w TVP, która pierwsza małpuje konkurencję i nawet nie wie, że w tym wypadku nie należałoby tego robić…

Ale określenia na rządzie, na klubie, na komisji itp. na pewno nie są ani elipsą, ani synekdochą, tylko zwykłym uchybieniem językowym!

Czy tak trudno, panowie posłowie, powiedzieć:

Przeanalizujemy sprawę na posiedzeniu rządu;

Wyjaśni się to jutro w trakcie obrad członków klubu;

O roli premiera mówiono podczas obrad Komisji Śledczej albo podczas spotkania członków Komisji Śledczej;

Jutro na posiedzeniu senatu wiele się jeszcze może zmienić;

Decyzje zapadną na zebraniu zarządu?

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top