Do końca nie wiadomo, dlaczego normatywiści gramatyki i pisowni postanowili, że w słowie tym do rdzenia „-chodź-” ma dojść przyrostek „-stwo”
W jednej z prywatnych uczelni natknąłem się ostatnio na tabliczkę przy drzwiach z napisem: Katedra Wychodźctwa i Emigracji Politycznej. Spytałem samego siebie: dlaczego ktoś nie sprawdził w słowniku, że pisze się wychodźstwo, tylko puścił w obieg słowo z błędem? A może był święcie przekonany, że skoro jest wychodźca, to musi być i wychodźctwo?
Z poprawnością ortograficzną rzeczownika wychodźstwo jest rzeczywiście spory kłopot. Przed rokiem, dzień przed uroczystością w Chełmie upamiętniającą 65. rocznicę śmierci Szmula Zygielbojma, rzemieślnika wyrabiającego w tym mieście rękawiczki, szefa żydowskich socjalistów, który w czasie okupacji przedostał się do Anglii i wszedł do polskich władz na uchodźstwie (w 1943 r. popełnił samobójstwo), kamieniarz musiał przerobić na wyrytej płycie literę c na s, gdyż napisano: Szmul Zygielbojm, […] członek Rady Narodowej na Wychodźctwie w Londynie.
Człowiek tłumaczył się potem, że napis na tablicy wykuł zgodnie z tym, co przysłano mu z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Jak się jednak okazało, treść tekstu przygotowali ludzie z tamtejszej Izby Rzemieślniczej, którzy konsultowali to z Wojewódzkim Komitetem Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Cóż, nikt nie dopatrzył się w pisowni wychodźctwo uchybienia…
Dawniej zapis z przyrostkiem -ctwo omawianego słowa był dość powszechny, a i gramatycznie dało się go obronić. Dlaczego? Dlatego, że oprócz wyrazu (ten) wychodźca w znaczeniu ‘ten, kto opuszcza własny kraj, zwykle na zawsze’ słowniki odnotowywały formę (ten) wychodziec. Tworząc zatem rzeczownik (to) wychodźctwo (nie: wychodziectwo, gdyż występuje tu tzw. e ruchome), można się było powołać na zasadę, że rzeczowniki utworzone od wyrazów, których temat kończy spółgłoska t, c, ć, czlub k, mają zakończenie -ctwo (np. bogaty – bogactwo, kupiec – kupiectwo, brać, dzisiaj: bracia – bractwo, biedak – biedactwo).
Zmieniły się (gramatycznie) okoliczności, kiedy z rywalizacji tej zwycięsko wyszło jednak brzmienie (ten) wychodźca. Teraz należało przywołać regułę, że rzeczowniki pochodzące od wyrazów, których temat kończy się na d, dz lub dź (dzi), przyjmują zakończenie -dztwo (np. inwalida – inwalidztwo, janowidz – jasnowidztwo, śledzić – śledztwo). Zgodnie z tym od wychodźca, uchodźca (także od czasowników wychodzić, uchodzić) powinno się utworzyć formy wychodztwo, uchodztwo (-ca potraktowane zostało jako przyrostek).
Ale wychodztwo, uchodztwo jakoś się nie przyjęły, gdyż za twardo, bezdźwięcznie się to wymawiało. Zaczęto więc mówić i pisać wychodźtwo, uchodźtwo, a następnie wychodźctwo, uchodźctwo, gdyż kojarzenie tych słów z wychodźcą, uchodźcą okazało się silniejsze. Jeszcze Słownik języka polskiego PWN pod red. Witolda Doroszewskiego (t. IX z 1967 r., s. 1420-1421) zamieszczał hasła wychodztwo i wychodźstwo (ale, uwaga, nie: wychodźctwo).
Dlaczego mimo to normatywiści gramatyki i pisowni postanowili, że w omawianych słowach do rdzenia -chodź- ma dojść przyrostek -stwo, a zatem że przyjmą one ostatecznie brzmienie wychodźstwo, uchodźstwo? Trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Może ktoś z językoznawców przypomniał sobie o drugim synonimie wychodźcy, czyli formie (ten) wychodzień, od której łatwo da się utworzyć rzeczownik(to) wychodzieństwo (jak panieństwo, małżeństwo, męczeństwoitp.; tam miękkie ń, tu miękkie dź)? Skoro wychodzieństwo, to i wychodźstwo – mógł ktoś postanowić, i tak już zostało. Dziś pisownię wychodźstwo, uchodźstwo uważa się za wyjątki.
MACIEJ MALINOWSKI