Słowo to jest współcześnie archaizmem nienotowanym w słownikach języka polskiego (tych drukowanych)
– Czy może Pan w swym ciekawym cyklu językowym, który od dawna śledzę i z którego wiele się przez lata nauczyłam, napisać coś o słowie „zamowa”? Zwróciłam na niego kiedyś uwagę podczas wykładu na temat mocy zawartej w słowach, zaklęciach (e-mail od internautki).
Słowo, o które pyta czytelniczka, jest współcześnie archaizmem nienotowanym w słownikach języka polskiego (tych drukowanych). Po raz ostatni – zdaje się – hasło zamowa zamieścił Słownik jezyka polskiego PAN pod redakcją Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1968, t. X, s. 641) z kwalifikatorem: dawne i z cytatem z „Legendy”, Stanisława Wyspiańskiego, dwuaktowego dramatu opierającego się na micie o Wandzie i Krakusie, przekształconego przez autora przez dodanie wątków fantastycznych i wprowadzenie bóstw wiązanych z Wisłą: Złowieszcza zabójczyni szepce zamowy.
Współcześnie o zamowie (etn. ‘zaklęcie uzdrawiające lub odpędzające złe moce’) wspomina się jedynie w Wielkim słowniku języka polskiego IFP PAN on-line pod redakcją Piotra Żmigrodzkiego (https://wsjp.pl/haslo/podglad/121203/zamowa), ilustrując to cytatami: z „Kontekstów” (Antropologia kultury. Etnografia. Sztuka, Warszawa 2001, t. 55): Swoje zamowy wykonywała trzykrotnie w ciągu dnia: przed wschodem, w południe i po zachodzie słońca oraz z książki Alicji Łukawskiej „Duchy Kresów Wschodnich” (Radzymin 2018, Wydawnictwo von Boroviecky): Zamowy zwykle mówiono szeptem lub śpiewano.
Nie można zatem uznać wyrazu zamowa za przestarzałe i całkowicie zapomniane. Funkcjonuje w tekstach związanych z opowieściami o magii słów i mocach w nich ukrytych. Kiedyś wierzono, że słowa odpowiednio ze sobą połączone są w stanie pokonać zło i nieszczęście, uleczyć człowieka z choroby, uchronić go przed ogniem, ukąszeniem węża itp. Niekiedy magiczne słowa przywracały miłość, urodę, odwracały zły los. Zdarzało się jednak i tak, że komuś szkodziły, jeśli ten ktoś sobie na to zasłużył.
W tekście O ludowym rytuale zamawiania (Rocznik Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, 2011, t. 1, s. 68) Olga Wachcińska pisze tak:
Są trzy rodzaje rytuałów słownych: ochraniające, które zabezpieczają człowieka przed ingerencją destrukcyjnych ciemnych mocy; odczyniające, czyli zamawianie, polegające na odwróceniu zaistniałej szkody, i stwarzające, tzn. zaklinanie, tworzące nowe jakości i występujące w formie błogosławieństwa (gdy prosi się o skutki pozytywne) lub klątwy (gdy chodzi o skutki negatywne).
W tradycji ludowej używano rozmaitych nazw: szepty, modlitwy, czary, zaklinania, odczarowania, zaczarowania i właśnie zamowy. Należało je wypowiedać w określonym czasie i miejscu w taki sposób, żeby nikt owych słów nie słyszał, gdyż wówczas rytuał tracił moc i spowalniał działanie zaklęć.
Jak łatwo się domyślić, rzeczownik zamowa musi pochodzić od czasownika zamawiać (tak jak rozmowa od rozmawiać czy obmowa od obmawiać), tylko że od zapomnianego współcześnie jego znaczenia ‘wykonywać magiczne praktyki polegające na zaklinaniu chorób słowami; zaczarowywać’.
Niekiedy zamiast zamowa (l. mn. zamowy) mówiono i pisano zamówienie (zamówienia), np. „Zamówienia” wywodzą się z dawnych słowiańskich modlitw i zaklęć skierowanych głównie do sił i zjawisk przyrody. Po te drugie określenia sięgali ci, którzy dopatrywali się w formach zamowa (zamowy) białorutenizmów, ukrainizmów czy rusycyzmów. To nieprawda, po rosyjsku ‘zaklęcie’ to заговор.
Jeśli kogoś z czytelników interesuje ta tematyka, to polecam książkę Joanny Laprus „Boginie słowiańskich szeptów” wydaną przed rokiem przez wydawnictwo „Świat Książki”.
MACIEJ MALINOWSKI
odcinek nr 1241