Pewne czasowniki nie przyjmują derywatów rzeczownikowych…
– Jak Pan ocenia słowa Aleksandry Wiśniewskiej-Uznańskiej, która przed kamerami TVN-u, niezwykle wzruszona, powiedziała, że była w miarę spokojna o męża Sławosza do momentu „jego wsiąścia na pokład”. Polszczyzna chyba nie zna takiego wyrazu… (e-mail otrzymany od internauty).
Cóż, stało się, to wpadka językowa posłanki. Miejmy jednak na uwadze to, jakie niewyobrażalne dla nas emocje i wzruszenie tego dnia jej towarzyszyły. Posłużyła się neologizmem wsiąście, nie zastanawiając się nad tym zbytnio, czyli utworzyła najprościej, jak się tylko dało, wyraz, modyfikując bezokolicznik wsiąść, to znaczy przekształcając jego wygłosowe -ć w -cie.
Powstał w ten sposób rzeczownik odczasownikowy (tzw. gerundium) nazywający czynność ‘wsiadania do czegoś, w coś lub na coś’, tylko że nieistniejący w zasobie leksykalnym polszczyzny, niemieszczący się we współczesnej normie językowej.
Aleksandrze Wiśniewskiej-Uznańskiej zabrakło refleksji, że bezokolicznik wsiąść pozbawiony jest genetycznie formy gerundialnej wsiąście, że nigdy nie mówili tak nasi przodkowie i że nie mówi się tak również dzisiaj. Trudno by mi było przyjąć do wiadomości, że posługuje się tą formą na co dzień w różnych (również oficjalnych) sytuacjach komunikacyjnych.
To, o czym piszę, dotyczy nie tylko czasownika wsiąść, ale także jego odpowiedników przedrostkowych: usiąść, przysiąść się, wysiąść, zasiąść, a i samego siąść. Nie powiemy na przykład: przed siąściem, usiąściem, zasiąściem do stołu odbyli przechadzkę po ogrodzie; moje przysięście się do koleżanki siedzącej samotnie w sali okazało się nie najlepszym pomysłem czy wysięście z pociągu było wyzwoleniem się z rozmowy z tą straszną kobietą.
Tego rodzaju gerundia są nie tylko gramatycznie nie do przyjęcia, ale i trudne pod względem artykulacyjnym (niełatwo je wymówić, źle brzmią).
Nie wchodzą też w grę jako zamienniki rzeczowniki siadnięcie, usiadnięcie, wysiadnięcie, zasiadnięcie czy przysiadnięcie się, spotykane niekiedy w polszczyźnie potocznej (tej o podłożu gwarowym), po które sięgają mniej sprawni użytkownicy polszczyzny pod wpływem form rozkaźnikowych usiadnij sobie, usiadnijcie sobie, zasiadnij, zasiadnijcie koło nas na chwilę, przysiadnij się, przysiadnijcie się do nas, kumie, boś zziajany zamiast jedynie poprawnych zwrotów siądź sobie, siądźcie sobie, usiądź sobie, usiądźcie sobie, zasiądź, zasiądźcie koło nas, przysiądź się, przysiądźcie się do nas.
Zapamiętajmy zatem, że pewne czasowniki nie przyjmują derywatów rzeczownikowych, chociaż – gdyby je chcieć na siłę utworzyć – z punktu widzenia systemu językowego pozostawałyby tworami możliwymi. Zdarzyło się w przeszłości, że był w użyciu rzeczownik iście powstały od czasownika iść. Wspomina się o tym fakcie jeszcze w Słowniku języka polskiego PAN p[od redakcją Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1961, t. III, s. 271): iście, rzad. forma rzeczownikowa czasownika iść.
Okazuje się, że posługiwał się nią niekiedy sam Adam Mickiewicz, pisząc w Listach (cz. 1-3): Starać się trzeba, ażeby oddział ile możności razem szedł, razem jadł i kwaterował. Na przypadek niemożności iścia razem albo umieszczenia się razem trzeba całą kolumnę rozdzielić na dwa oddziały.
Dawne słowniki notowały jeszcze wyrażenie iście za mąż (skoro mówiło się wyjście za mąż, pójście za mąż, to nie widziano przeszkody w używaniu określenia iście za mąż).
Rzecz jasna, Wiśniewska-Uznańska, gdyby 25 czerwca br. towarzyszyły jej mniejsze emocje, powiedziałaby: byłam spokojna o męża do momentu jego wejścia na pokład bądź do momentu, kiedy wszedł na pokład. Owo wsiąście w ustach osoby wykształconej zabrzmiało, niestety, źle.
MACIEJ MALINOWSKI
odcinek 1225