Wpaść jak po ogień

Przed tygodniem wyjaśniłem Wam, skąd się wziął zwrot rozebrać się jak do rosołu (mówi się też rozebrać się do rosołu, bez słowa jak…). Dzisiaj o etymologii innego frazeologizmu – wpaść jak po ogień lub przyjść jak po ogień (inaczej ‘przyjść, zjawić się gdzieś na chwilę i szybko wyjść’).

Pochodzi on z wiejskich obyczajów domowych sprzed wielu, wielu setek lat, kiedy na świecie nie znano jeszcze zapałek i ogień przechowywano w piecu z dnia na dzień (żeby nie wygasł…).

Pisał na ten temat XIX-wieczny etnograf Oskar Kolberg w wielotomowym dziele Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce (Kraków 1884, rozdział „Firmament i jego zjawiska”. 8. Ogień, s. 79):

Porządna gospodyni starannie go [czyli ogień] na noc zachowuje i węgle rozżarzone obsypuje popiołem, ażeby przez noc nie wygasł i żeby go nazajutrz rano miała w pogotowiu do rozniecenia.

Mimo wszystko dochodziło czasami do sytuacji, kiedy ogień w piecu wygasał i wcześnie rano trzeba było pędzić do sąsiada i go pożyczać. Jak pisze Julian Krzyżanowski w „Mądrej głowie dość dwie słowie” (t. I, s. 344), „wysyłano po niego zwykle dziecko, które otrzymane węgielki wkładało do glinianego garnuszka i co prędzej niosło czekającej matce”.

Dlatego później owo powiedzenie otrzymało przenośny sens i zaczęło dotyczyć sytuacji, gdy ktoś przychodzi do kogoś w odwiedziny, ale tylko na chwilę, mimo że gospodarze są z tego faktu zadowoleni i chcą gościa zatrzymać na dłużej i czymś dobrym poczęstować.

Dodam, że z powiedzeniem wpaść (przyjść) jak po ogień łączył się przed wiekami inny frazeologizm – kto za życia ognia pożycza, w piekle oddawać go musi. Podobno była to przestroga dla gospodyń zaniedbujących obowiązki domowe, które nie potrafiły utrzymać w piecu ognia na następny dzień…

Pan Literka

Scroll to Top