Pamiętamy z lekcji gramatyki, że jeśli liczba kończy się cyfrą 1 (np. 21, 31, 41, 151, 171, 281, 341, 1261 itp.), wówczas owo 1 nie dostosowuje się do formy rzeczownika, z którym cały liczebnik wchodzi w związek, ale pozostaje w takiej właśnie postaci – jeden.
Mówi się więc i pisze np.
dwadzieścia jeden pocztówek (a nie: dwadzieścia jedna pocztówka);
sto pięćdziesiąt jeden stron książek (a nie: sto pięćdziesiąt jedna strona książek);
tysiąc dwieście sześćdziesiąt jeden spraw w sądzie (a nie: tysiąc dwieście sześćdziesiąt jedna sprawa w sądzie).
Dzieje się tak również wtedy, gdy ów liczebnik poddany zostaje odmianie, np.
Andżelika cieszyła się z wysłania w czasie tych wakacji dwudziestu jeden pocztówek do koleżanek i kolegów;
Paulina miała e-mailowy kontakt ze stu pięćdziesięcioma jeden osobami na Facebooku.
Błędem byłoby powiedzenie lub napisanie: z dwudziestu jednej pocztówki czy ze stu pięćdziesięcioma jedną kobietą.
Zgodnie z tym także liczebnik zawarty w tytule zbioru blisko trzystu baśni, bajek, podań i legend z IX-X w. składających się na opowieść o sułtanie Szachrijarze i jego żonie Szeherezadzie powinien być odczytywany jako tysiąca jeden nocy.
Tymczasem mamy Księgę tysiąca i jednej nocy (i Baśnie z tysiąca i jednej nocy).
Dlaczego? – można zapytać.
Pierwsze polskie wydanie (z 1768 r.) w tłum. pijara Łukasza Sokołowskiego – na podstawie dzieła fr. orientalisty Antoine’a Gallanda – nosiło tytuł Tysiąc nocy i jedna i było dosłownym odwzorowaniem oryginalnego brzmienia nazwy w j. arab. Kit ab alf lajla wa lajla.
Ponieważ jednak wersji francuskiej nadano tytuł Les Mille et une nuit (‘tysiąc i jedna noc’), również u nas po latach wydawcy uznali, że słynne dzieło powinno się nazywać nie Tysiąc nocy i jedna, lecz Tysiąc i jedna noc, a precyzyjniej Księga tysiąca i jednej nocy (Baśnie z tysiąca i jednej nocy).
Maciej Malinowski