Spróbujmy szybko wymówić pewne znane i mniej znane wyrażenia czy zwroty, które przygotowałem, a przekonamy się, że wcale nie będzie to takie proste (ale zabawne – tak).
Dzieje się tak dlatego, że w owych sformułowaniach występują koło siebie słowa zawierające te same bądź prawie te same zbitki spółgłosek (szeleszczące i zgrzytające), trudne do wyartykułowania (przy okazji − mam nadzieję − utrwalimy sobie pisownię niektórych form).
Dodam, że stół z powyłamywanymi nogami czy konstantynopolitańczykowianeczka to tzw. polskie szybolety (inaczej ‘hasła rozpoznawcze’), czyli określenia zawierające głoski, z którymi na pewno nie poradzi sobie cudzoziemiec.
Na pierwszy ogień niech idą powiedzenia doskonale wszystkim znane (któż nie czytał bajek Jana Brzechwy):
W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie.
Ale są jeszcze dłuższe wersje, już nie Brzechwy:
− Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie, strząsa skrzydła z dżdżu i trzmiel w puszczy tuż przy Pszczynie straszny wszczyna szum; albo:
− Trzynastego w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie. Wszczęli wrzask szczebrzeszynianie. − Cóż ma znaczyć to tarzanie? Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza! Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz brzmi w trzcinie! A chrząszcz odrzekł nie zmieszany: − Przyszedł wreszcie czas na zmiany! Dawniej chrząszcze w trzcinie brzmiały, teraz będą się tarzały;
albo:
− Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie, że przepiórki pstre trzy podpatrzyły, jak raz w Pszczynie cietrzew wieprza wietrzył. Wietrzył cietrzew wieprzy szereg oraz otomanę, która miała trzy z nóg czterech powyłamywane.
Teraz o pewnym Pietrze, czyli Piotrze, który przesadził kiedyś z użyciem pieprzu:
− Nie pieprz, Pietrze, pieprzem wieprza, wtedy szynka będzie lepsza. Właśnie po to wieprza pieprzę, żeby mięso było lepsze. Ależ będzie gorsze, Pietrze, kiedy w wieprza pieprz się wetrze!
Przećwiczmy wreszcie wymowę na innych, ale nie mniej popularnych powiedzonkach:
− W czasie suszy szosa sucha.
− Stół z powyłamywanymi nogami.
−Gżegżółki i piegże nażarły się na czczo rzeżuchy i rzędem rzygały do brytfanny.
− Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego.
− Lojalna Jola, Jola lojalna.
− Konstantynopolitańczykowianeczka (‘mieszkanka Kontantynopola, małe dziecko’)
− Czy tata czyta cytaty Tacyta? Nie tata nie czyta cytatów Tacyta! A co tata czyta? Tata nic nie czyta, nawet cytatów Tacyta!
− Ząb − zupa zębowa, dąb − zupa dębowa.
− Szedł Sasza suchą szosą, susząc szorty.
− I cóż, że ze Szwecji?
− Poczmistrz z Tczewa, rotmistrz z Czchowa.
− Mąż gżegżółki w chaszczach trzeszczy, w krzakach drzemie kszyk, a w Trzemesznie straszy jeszcze wytrzeszcz oczu strzyg.
Maciej Malinowski