O znaku (−) przed imieniem i nazwiskiem

Zastępuje on podpis danej osoby,  figurujący w oryginale, na kopiach zaświadczeń, rozporządzeń, okólników itp. Kiedyś nie było kserokiarek…


Internauta (jgro****@poczta.onet.pl) pyta, co oznacza, co ukrywa skrót (−) przed imieniem i nazwiskiem, często spotykany na pieczątkach.

Postawienie znaku (−) albo /−/ przed imieniem i nazwiskiem − dziękuję za informacje w tej sprawie internautom podpisującym się (Andr****@bankmillenium.pl); (ceo*****@go2.pl); (kwi****@o2.pl); (slavc***@art.bydgoszcz.pl) − oznacza, że na oryginale dokumentu figuruje własnoręczny podpis kogoś (zwykle przełożonego, np. dyrektora, prezesa, rektora, kierownika itp.). Sygnatura (−) lub /−/ zastępuje więc zawsze podpis na kopiach zaświadczeń, rozporządzeń, okólników itp., np. (−) inż. Jan Kowalski; /−/ Andrzej Nowak;  (−) Anna Maria Klee. Ów zwyczaj pochodzi z czasów, gdy nie znano jeszcze kserokopiarek, a trzeba było podpisywać olbrzymią liczbę różnych pism i dokumentów.

Okazuje się, że nie wszyscy tak to interpretują (mam na to dowody, gdyż przed napisaniem tekstu konsultowałem się w tej sprawie z wieloma urzędnikami). Otóż zdarza się, że skrót (−) lub  /−/ przed imieniem i nazwiskiem osoby funkcyjnej, występujący w pismach urzędowych do petentów, w korespondencji między przedstawicielami firm świadczących różne usługi a klientami, a często w okólnikach przeznaczonych do użytku wewnętrznego w instytucjach, w przedsiębiorstwach, na uczelniach itp., rozumiany jest  w ten sposób, iż celowo pominięto przysługujące komuś tytuły zawodowe i naukowe, np. (−) Jan Kowalski, architekt miasta, (−) Andrzej Nowak, przewodniczący komisji; (−) Piotr Mika, prezes zarządu

Wydawałoby  się, że ów wywód ma racjonalne uzasadnienie. Znak (−) lub  /−/  rzeczywiście bardzo przypomina wężyk w nawiasie(~), tzw. tyldę, zastępujący w słownikach opuszczony wyraz albo jego część (dla oszczędności miejsca przy powtarzaniu). Być może więc ktoś wpadł kiedyś na pomysł, żeby tyldę nieco zmodyfikować (wężyk zastąpić pauzą). W ten sposób powstał znak (−) i jego odmiana /−/ , spełniający rolę podobną do tyldy, czyli opuszczenia, pominięcia czegoś. Szkoda tylko, że sygnatura ta, skoro już funkcjonuje, nie doczekała się dotąd jednowyrazowej nazwy (hiszp. tilde oznacza ‘wężyk nad miękkim n’ jak w wyrazie señor).

Ale nierzadko spotyka się jeszcze inną, trzecią interpretację omawianej kwestii. Dla wielu osób pojawienie się znaku (−) lub /−/  przed imieniem i nazwiskiem jest dowodem na to, że ktoś po prostu… nie ma żadnego tytułu zawodowego czy naukowego, inaczej mówiąc, że nie skończył studiów, nie zrobił doktoratu czy habilitacji, nie jest profesorem.

Kiedyś łatwo było o takie skojarzenia, ponieważ na stanowiskach kierowniczych czy dyrektorskich zasiadali osobnicy bez kwalifikacji i szkół, mianowani przez pezetpeerowskich bonzów. Niewykluczone, że zorientowano się, iż ów niewinnie wyglądający znak (−) lub /−/  przy imieniu i nazwisku towarzysza dyrektora Jana Nowaka w zestawieniu z pełnym tytułem mgr inż. Andrzej Nowacki  jego zastępcy niepotrzebnie to podkreśla, uwydatnia, więc powiedziano „dość” wszelkiej tytułomanii służbowej. Polecenie wykonano i wkrótce znak (−) lub /−/ przestał informować o braku tytułu, zaczął zaś być interpretowany jako celowe opuszczenie, pominięcie godności naukowych.

Ale to tylko hipotezy na temat pochodzenia znaczka  (−) lub /−/  przed imieniem i nazwiskiem osoby funkcyjnej występującego w pismach urzędowych do petentów, w korespondencji między przedstawicielami firm świadczących różne usługi a klientami, a często w okólnikach przeznaczonych do użytku wewnętrznego w instytucjach, w przedsiębiorstwach, na uczelniach. Za jedynie słuszną interpretację uważa się tę, że jest to jak napisałem na wstępie   zastąpienie oryginalnego, własnoręcznego podpisu kogoś na kopiach zaświadczeń, rozporządzeń czy okólników.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top