Nie wylewać za kołnierz

Ów zwrot jest  dzisiaj dla nas, współcześnie żyjących nieco tajemniczy i mylący w wymowie…

– Jak wiadomo, Polacy „nie wylewają za kołnierz”. Wiem, gdzie można wlewać, ale dlaczego (gdyby już ktoś bardzo musiał) wylewa akurat na szyję? Skąd się wzięło to powiedzenie? Pozdrawiam i dziękuję za popularyzowanie naszego języka (e-mail nadesłany przez internautkę: dane osobowe i adresowe do wiadomości mojej i redakcji).

Jeśli ktoś nie wylewa za kołnierz, to znaczy, że wlewa (chętnie) do gardła, inaczej mówiąc – lubi się napić czegoś mocniejszego, regularnie i dużo.

Jest to stare powiedzenie, obecne w polszczyźnie od stuleci. Wspomina się o nim w Słowniku języka polskiego Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego (Warszawa 1902, t. II, s. 409; hasło kołnierz: za kołnierz nie wyleje = lubi pić).

Okazuje się, że ów zwrot ma odniesienie do realnej sytuacji z przeszłości podczas biesiad i uczt.

Ksiądz Jędrzej Kitowicz, historyk, pamiętnikarz i konfederat barski (zmarł na początku XIX w.),  w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” (Poznań 1840) w rozdziale O sławniejszych pijakach pisze o tym, jak to Karol książę Radziwiłł, wojewoda wileński, miał zwyczaj dla zabawy:

„skropić kijem z tyłu nieznacznie, pijącemu przybić kielich do gęby aż do zachłystnienia, nalać z tyłu za kołnierz wina leniwo pijącemu, dwom rozmawiającym z sobą z bliska zetchnąć głowy silnie aż do wytryśnienia guzów na czołach, wyrządzać figle sztuczne z obrazą wstydu białej płci – to było najmilszą zabawą Radziwiłła, z trudna kto z jego kompanii wyszedł bez podobnej wyżej wyrażonym obrywki”.

Owo wlanie, nalanie komuś zimnego wina za kołnierz koszuli na rozgrzany kark nie było raczej czymś przyjemnym, ale z założenia miało tę zaletę, że wpływało ożywczo, otrzeźwiająco na biesiadnika dobrze już podchmielonego. Nierzadko stawiało go od razu na nogi i powodowało, że wychylał następny kielich.

O to właśnie chodziło dowcipnisiowi wojewodzie Radziwiłłowi. Takie to robił sobie żarty w obecności szlachty, kiedy zapraszał ją do siebie na różne posiedzenia i mocno zakrapiane imprezy po ich zakończeniu.

Jak widać, pierwotnie rzecz dotyczyła wlewania (nalewania) niepostrzeżenie komuś wina za kołnierz koszuli, dopiero później upowszechniło się krótsze powiedzenie z zaprzeczoną formą bezokolicznikową nie wylewać za kołnierz lub za kołnierz nie wylewać.

Ale jest ono dzisiaj dla nas, współcześnie żyjących nieco tajemnicze i mylące…

Nikt przecież sam nie wylewa sobie z kielicha czy kieliszka wina bądź wódki bądź piwa za koszulę, na szyję, żeby więcej nie pić. Żaden też gospodarz nie powiela zabawy księcia Radziwiłła sprzed wieków i nie otrzeźwia w ten sposób gości mocno już wstawionych.

Zwrot nie wylewać za kołnierz (ktoś nie wylewa za kołnierz) należy zatem traktować nieco przenośnie, niedosłownie.

Być może nie byłoby dzisiaj kłopotu z jego interpretacją, gdyby przed wiekami upowszechnił się inny wariant – nie wylewać komuś czegoś za kołnierz. Byłoby to po pierwsze – zgodne z etymologią, a po drugie – o wiele sensowniejsze: nie trzeba wylewać komuś wina za kołnierz, ponieważ ten ktoś pije wystarczająco dużo, nie ociąga się.

Mówiłoby się np. Teściowi nie trzeba wylewać za kołnierz; Artystom nie trzeba wylewać za kołnierz; Wójtowi nie trzeba wylewać za kołnierz itp.

Dla nikogo by nie ulegało wątpliwości, że jeśli nie wylewa się komuś za kołnierz (w domyśle ‘jakiegoś trunku dla otrzeźwienia’), to taki osobnik lubi się napić.

Tymczasem powiedzenie Polacy nie wylewają (wódki, wina) za kołnierz mylnie sugeruje, że chodzi o to, iż sami tego nie czynią, gdyż ochoczo wlewają alkohol do gardeł.

Nigdy nie widziałem, by ktoś wlewał (wylewał) sobie alkohol za kołnierz, jeśli nie chciał więcej pić…

MACIEJ  MALINOWSKI

2 komentarze

Komentowanie jest niedostępne.

Scroll to Top