„Sklep zamknięty z powodu choroby personelu”

Jeśli w zawiadomieniu adresowanym do klientów zabraknie słowa „pracownik” bądź „personel”, staje się ono nielogiczne i śmieszne…

Pisałem już, że w sklepie stoi się zawsze po coś (np. po chleb, po mięso), a nie za czymś (np. za chlebem, za mięsem), bo wyjdzie na to, że to chleb ulokował się przed kimś w kolejce albo mięso.

Rzecz jasna, nikt tak dosłownie owej treści nie odczytuje, stąd utrzymująca się popularność zwrotów Za czym pani stoi? Za czym ta kolejka? i brak refleksji rodaków, że nie należy tak mówić.

W wydawnictwach poprawnościowych równie mocno co stanie za czymś (w znaczeniu ‘żeby coś kupić’) piętnowane są inne określenia typowe dla języka handlowców, a mianowicie:

Sklep zamknięty z powodu choroby;
Stoisko nieczynne z powodu urlopu;
Po odejściu od kasy reklamacje nie będą uwzględniane,

pojawiające się na wywieszkach za szybą bądź na tabliczkach na drzwiach czy przy ladzie.

Tak bardzo już przywykliśmy do owych zawiadomień, że nie zauważamy ich nonsensowności.

Tymczasem absurd tego typu sformułowań tkwi w tym, że brakuje w nich jednego, ale jakże ważnego w tym wypadku wyrazu: pracownik (albo personel, sprzedawca) bądź klient.

Jeśli owych słów w tekście zabraknie, wyjdzie na to, że to sklep się rozchorował, że stoisko poszło na urlop albo że reklamacje odeszły od kasy!

Nie ma przy tym znaczenia, że i tak „wszyscy wiedzą, o co chodzi”. Jest to błędne nie tylko z punktu widzenia logiki, ale i gramatyki, a to wystarczy, by jednoznacznie sprzeciwić się takiej niby-polszczyźnie.

Jak w takim razie powinny brzmieć komunikaty dla kupujących? Odpowiadam:

Sklep zamknięty z powodu choroby pracownika (sprzedawcy), właściciela;
Stoisko nieczynne z powodu urlopu  personelu;
Po odejściu klienta od kasy reklamacje nie będą przyjmowane.

Wprawdzie  niekiedy można się spotkać z opiniami, że w pierwszym zwrocie za bardzo ujawnia się szczegóły z życia prywatnego osób zajmujących się handlem, ale są one na szczęście odosobnione. To co? lepiej użyć zwrotu nonsensownego, nielogicznego?!

Jeśli chodzi o to ostatnie sformułowanie, to widuje się jeszcze czasem na sklepowych wywieszkach jego drugą wersję, bezosobową: Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się.

I ono nie jest godne polecenia, ale z innego powodu.

Otóż zaimek się, jako tzw. enklityka, a więc wyraz bez samodzielnego akcentu, nie powinien stać na końcu wypowiedzenia. Dlatego trzeba go przesunąć przed formę czasownikową, a wówczas całość informacji dla klientów otrzyma już glejt poprawnościowy:

Po odejściu od kasy reklamacji się nie uwzględnia.

Za napisem w takiej i tylko w takiej postaci opowiada się prof. Jan Miodek.

A tak przy okazji, to niezwykle ciekawa jest historia rzeczownika sklep.

Mało kto wie, że początkowo sklepem nazywano każde ‘pomieszczenie ze sklepieniem, miejsce sklepione, czyli takie, które zostało przykryte sklepieniem, zamknięte od góry, zasklepione’.

Wyraz sklep miał bowiem wtedy niewątpliwie związek z czasownikiem sklepiać, tzn. ‘robić sklepienie, zamykać od góry’. Z pewnością więc sklep znajdował się w części podziemnej budynku i utożsamiany był z ‘piwnicą, kryptą, lochem’.
Mniej więcej jednak od XVII w. forma sklep nabrała nowego znaczenia. Zaczęto nią określać ‘pomieszczenie, gdzie składuje się towary kupieckie, a także gdzie można coś kupić’.

Wyraz sklep stał się więc synonimem określenia ‘punkt handlowy, w którym dokonuje się transakcji kupna-sprzedaży’. Do dziś zresztą w niektórych rejonach Polski na takie miejsce mówi się skład (np. Kupiłam to w składzie; teraz powiedzielibyśmy w magazynie, w hurtowni).

Utrzymano nazwę sklep, gdy handel wyszedł z podziemi, z magazynów i zaczął się odbywać w pomieszczeniach z oknami, do których dało się wejść wprost z ulicy.

Na koniec wspomnę jeszcze o czymś innym.

Od stania w kolejkach wzięły się w czasach PRL-u określenia kolejkowicz, czyli ‘człowiek stojący w kolejce w sklepie’, i stacz kolejkowy, tzn. ‘osoba stojąca dla kogoś w kolejkach za pieniądze’.

Tylko że warto wiedzieć, iż ów pierwszy wyraz zmienił w ciągu dziesiątków lat znaczenie. Jeszcze pół wieku temu kolejkowiczem nazywano ‘kogoś, kto jeździł kolejką (górską)’. Wyłącznie taką definicję omawianego słowa odnotowywał Słownik języka polskiego PWN pod red. Witolda Doroszewskiego.

Dziś we współczesnych wydawnictwach znajdziemy tylko nowsze znaczenie rzeczownika kolejkowicz. Zresztą to zbyteczne, bo nie ma już kolejek…

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top