Tylko p.o. dyrektora

Czytelnicy „Angory” udowadniają, że wyrażenie „p.o. dyrektor” jest błędne…


Jak przypuszczałem, temat odcinka sprzed tygodnia: P.o. dyrektor i (potocznie) p.o. dyrektora, poruszył wielu Czytelników. Nie zgadzają się oni ze stanowiskiem językoznawców, że poprawną składniowo konstrukcją, wciąż podawaną w słownikach na pierwszym miejscu, ma być p.o. dyrektor. Zdaniem internautów za jedynie słuszne należy uznać wyłącznie wyrażenie p.o. dyrektora, klarowne i gramatycznie, i logicznie.

Ponieważ argumenty dwojga internautów wydały mi się naprawdę sensowne, postanowiłem je upublicznić w nadziei, że być może zainteresują lingwistów, a tym samym zmienią oni opinię w kwestii wywołującego tyle emocji sformułowania p.o. dyrektor.

Korespondenci zwracają uwagę na to, że wyrażenie pełniący obowiązki (p.o.) dyrektor jest co najmniej dziwne. Oznacza ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że… ‘dyrektor pełni obowiązki’. – Każdy dyrektor pełni jakieś obowiązki, a więc każdy – jeżeli akurat nie odsunięto go od stanowiska – jest pełniącym obowiązki (p.o.) dyrektorem – dowodzi pani (h****o@poczta.onet.pl).– Ale po co tak pisać? Wystarczy samo dyrektor, nieprawdaż?

Tego samego zdania jest drugi internauta, Pan (r@.krakow.pl):

– Skoro zaznacza się, iż ów dyrektor pełni obowiązki, to być może sugeruje zarazem, że jest ktoś taki jak dyrektor, który obowiązków nie pełni. Inaczej bowiem po co by było rozróżniać pełniącego obowiązki (p.o.) dyrektora od po prostu dyrektora? (brzytwa Ockhama się kłania!). Tymczasem w rzeczywistości sprawa ma się tak, że pełniący obowiązki dyrektora (w domyśle: pracownik pełniący obowiązki dyrektora) to ktoś, kto dyrektorem formalnie nie jest – nie uzyskał nominacji na to stanowisko, został natomiast upoważniony do pełnienia obowiązków dyrektora, ponieważ dyrektora w danej instytucji chwilowo nie ma (np. odszedł na emeryturę lub został pozbawiony stanowiska, a nowego jeszcze nie powołano). Osoba taka jest zatem w istocie kimś w rodzaju zastępcy dyrektora, tyle że na czas dłuższy i w dość nietypowych warunkach.

– Wbrew temu, co twierdzi profesor Miodek – kontynuuje rozważania Czytelnik – p.o. dyrektor to nie jest człowiek, który ‘w przyszłości szefem być nie musi, ale teraz nim jest’. Rzecz się ma akurat odwrotnie: być może ów człowiek w przyszłości będzie szefem, jeżeli dostanie nominację, ale na razie jedynie występuje w roli szefa (…). A zatem mamy do czynienia z określeniem tego samego rodzaju, co np. rąbiący toporem (‘człowiek, który rąbie toporem’) czy pijący szampana (‘człowiek, który pije szampana’). Nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna za poprawne określeń rąbiący topór (‘topór, który rąbie’) czy pijący szampan (‘szampan, który pije’). Tak samo błędne jest wyrażenie pełniący obowiązki dyrektor (bo to ‘dyrektor, który pełni obowiązki’), a chodzi o ‘człowieka, który pełni obowiązki dyrektora’, czyli poprawnie musi być pełniący obowiązki (p.o.) dyrektora.

– Dla mnie wyrażenia pełniący obowiązki (p.o.) dyrektor i pełniący obowiązki (p.o.) dyrektora to… dwie różne konstrukcje – tłumaczy dalej internauta (h****@poczta.onet.pl). – O pierwszym już wspomniałam (że to inaczej dyrektor), drugie – pełniący obowiązki (czyje?) dyrektora – odnosi się do sytuacji, kiedy jakiś pracownik jeszcze dyrektorem nie jest, ale tymczasowo takie obowiązki pełni.

Prawda, że oboje internauci sensownie tłumaczą, dlaczego za jedynie poprawne należałoby uznać połączenie p.o. dyrektora? Mnie już przekonali (a Państwa?). Czy również  językoznawcy wezmą pod uwagę ową rację i w następnych wydaniach słowników na pierwszym miejscu przy haśle p.o. (‘pełniący obowiązki’) umieszczą informację: p.o. dyrektora (dawniej: p.o. dyrektor)?

Powiem szczerze, że długo się zastanawiałem, jak doszło do tego, iż jako poprawne do dziś traktuje się wyrażenie p.o. dyrektor. W bogatej literaturze językoznawczej nie znalazłem na ten temat wyjaśnienia, dlatego pozwalam sobie przedstawić Państwu taką oto hipotezę.

Otóż 100 lat temu ktoś mógł wprowadzić do obiegu sformułowanie typu: Jan-Kanty Pawlikowski, dyrektor (p.o.), ze skrótem (p.o.) po formie dyrektor. Chciał tym samym zaznaczyć (nie zastanawiając się zbytnio nad sensem owego dopisku – że przecież każdy dyrektor pełni obowiązki), iż oficjalnie jegomość Jan-Kanty dyrektorem jeszcze nie jest, jednak w przyszłości na pewno nim będzie. Być może wchodziły ponadto w grę względy grzecznościowe (ach, ta tytułomania). Kandydat na wysokie stanowisko nie miał wprawdzie oficjalnej nominacji, ale wszyscy i tak zwracali się do niego per panie dyrektorze. Kiedy jednak musiał coś na papierze podpisywać, nie wolno mu było używać samego słowadyrektor, tylko koniecznie z dopiskiem p.o. (w nawiasie).

Z czasem wyrażenie dyrektor (p.o.) zaczęło żyć własnym życiem, doszło w nim do przestawienia członów (co się w języku zdarza) i tak oto upowszechnił się zapis p.o. dyrektor (kierownik, prezes itd.). Owo połączenie trafiło następnie do przedwojennych słowników języka polskiego, a później kolejni leksykografowie przenieśli je bezkrytycznie do swych nowych opracowań, nie zważając na to, że jest… błędne.

MACIEJ MALINOWSKI

 

Scroll to Top