Co znaczy w czwórnasób?

To inaczej 'cztery razy, czterokrotnie, poczwórnie’, a nie 'we czwórkę’

– Pani Maria weszła na estradę w czwórnasób – powiedział Wojciech Mann w programie „Szansa na sukces” z udziałem zespołu Bayer Full.

Tym osobom, które tego nie oglądały, wyjaśniam, że wejście w czwórnasób oznaczałoby, iż uczestniczka programu próbowała wyjść na środek… czterokrotnie, tymczasem uczyniła to jeden raz.

W czwórnasób znaczy bowiem 'cztery razy, czterokrotnie, poczwórnie’.

Po prostu prowadzącemu pomyliły się dwa archaiczne dziś określenia:

w czwórnasób (jest jeszcze w dwójnasób) i

zapomniany już liczebnik zbiorowy samoczwart.

Właśnie tak:

Pani Maria weszła na naszą estradę samoczwart,

powinien był powiedzieć Mann, jeśli chciał błysnąć staropolszczyzną (o żarcie nie mogło być mowy). Uczestniczka konkursu zaśpiewała bowiem piosenkę „Wszyscy Polacy” nie sama, lecz z trzema koleżankami.

Samoczwart to bowiem inaczej 'we czworo, we czterech, w cztery; w towarzystwie trzech osób’.

Cóż, sięganie po wyrazy rzadko używane bywa − jak widać − ryzykowne. Ale okazuje się, że tego typu (czy podobne) uchybienia występują często.

Prof. Jan Miodek wspomina w książce „Odpowiednie dać rzeczy słowo. Szkice o współczesnej polszczyźnie”), że Władysław Jan Grabski napisał w „Sadze o Jarlu Broniszu”, iż

król przybywa w dwójnasób,

co miało niby znaczyć, iż przybywa 'z kimś drugim’.

– Grabskiemu – komentuje językoznawca – wyrażenie w(e) dwójkę wydawało się mało staropolskie, zastosował więc bardziej egzotyczne w dwójnasób.

Prawdopodobnie i głównodowodzący „Szansą na sukces” postanowił użyć czegoś odświętnego, kiedy ujrzał w studiu kobiety w białych bluzkach i czarnych spódnicach oraz i biretach na głowie (były to przedstawicielki Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku).

Przyszło mu wtedy na myśl wyrażenie w czwórnasób, tyle że przywołane zostało kompletnie bez sensu.

Jeśli Wojciech Mann chciał się odezwać po staropolsku i użyć zamiennika wyrażenia w czwórkę, to wchodził w rachubę liczebnik samoczwart; tymczasem wypsnęło mu się w czwórnasób, co znaczy ‘cztery razy, poczwórnie’, i… wpadka stała się faktem.

Nieżyjący już językoznawca Stefan Reczek wspomina w książce „W rzecz polską wstąpić”, jak to nie miał owego czasu szczęścia do publicystów przymiotnik sążnisty (czyli ‘odznaczający się potężnymi rozmiarami, bardzo długi, wysoki’) stale mylony z przymiotnikiem siarczysty bądź rzęsisty.

Dziwił się więc profesor, kiedy czytał o wymierzaniu komuś sążnistego policzka (zamiast siarczystego), o sążnistej ulewie (zamiast rzęsistej, gwałtownej, obfitej), o sążnistym mrozie (zamiast ostrym, tęgim) albo o sążnistym przekleństwie (zamiast dosadnym).

Sążeń to dawna miara długości (w Polsce wynosiła 1,90 m, w Rosji 3 arszyny; arszyn był tam miarą długości używaną do czasu wprowadzenia systemu metrycznego, równą ok. 0,7 m), dlatego przenośne użycia przymiotnika sążnisty zawsze muszą mieć związek z pojęciem „długości”.

Mówi się zatem o

sążnistym liście (czyli bardzo długim),

o sążnistym sprawozdaniu (czyli rozwlekłym),

o sążnistym przemówieniu (czyli zbyt długim) albo

o sążnistym kroku (inaczej długim).

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top