Kiedyś na uczniów mówiono… studenci

Wszyscy wiedzą, co oznacza słowo student: że jest to ‘ktoś, kto studiuje, czyli uczy się w szkole wyższej’. Ale pierwotnie chodziło o kogoś zupełnie innego…

Na przykład w Galicji nazywano tak… ‘ucznia gimnazjalnego, chłopca, młodzieńca poświęcającego się nauce’. Znane było powiedzenie:

Trzy rzeczy na świecie to największa nędza:
Kochać wojskowego, studenta i księdza.
Ksiądz się nie ożeni, wojskowy odleci,
Student zda maturę i w diabły odleci.

Jak podają autorzy książki „Austriackie gadanie, czyli encyklopedia galicyjska” Mieczysław Czuma i Leszek Mazan, nazwy student używa się jeszcze dziś w pierwotnym znaczeniu na Ziemiach Korony św. Wacława (Czechy) wyłącznie wobec uczniów gimnazjów, ale nigdy wobec uczniów liceów czy techników.

Przeanalizujmy omawiane słowo.

Przyjęliśmy je z języka niemieckiego (Student), jednak jest ono z pochodzenia łacińskie (od: studens, studentis ‘pałający żądzą wiedzy’; od studere ‘starać się, przykładać się do czegoś’).

– No dobrze, ale jak w takim razie nazywano ‘słuchacza szkoły wyższej’? – spytacie.

Odpowiadam: akademikiem (z  łac. academicus ‘akademicki, związany z akademią’). Jednym słowem – w gimnazjach byli studenci, a na uczelniach – akademicy (akademikami nazywano też ‘kadrę nauczającą: profesorów, adiunktów, doktorów, magistrów’). Mało tego, na tych ostatnich mówiono… uczniowie (np. uczeń uniwersytetu, uczeń akademii).

Dopiero później nastąpiła modyfikacja definicji omawianych form; wyraz uczeń trafił do nazewnictwa dotyczącego wyłącznie szkół niższych (podstawowej, gimnazjum, liceum, technikum),  rzeczownik student zaś zaczął określać ‘słuchacza szkoły wyższej’ (uniwersytetu, akademii itp.), wypierając akademika (dziś to potoczna nazwa ‘domu studenckiego’).

Opowiem Wam jeszcze o pewnym dawnym zwyczaju szkolnym.

Otóż za czasów saskich w polskich szkołach był zwyczaj dzielenia młodzieży na dwie grupy: lepszą, zwaną pars romana, i słabszą, pars greaca.

Studenci (czyli uczniowie) bardziej przykładający się do nauki siedzieli w jednej części sali, a ci, którzy nie chcieli się uczyć – w drugiej. Ale nie był to bynajmniej podział stały.

Ci słabsi mogli się w dowolnej chwili przenieść do partis romanae (to dopełniacz od pars romana), jeśli akurat lepiej wypadli przez jakiś czas na lekcjach i otrzymali sporo pochwał (nazywano je laudes). Można było otrzymać decem laudes (dziesięć pochwał), quinquaginta laudes (pięćdziesiąt pochwał), centum laudes (sto pochwał) albo mille laudes (tysiąc pochwał) bądź tyleż errores (tzn. nagan).

Owe laudes lub errores każda strona zapisywała na własnej tablicy, a w sobotę lub w ostatni dzień miesiąca robiono podsumowanie.

Jeśli z rachunków wynikało, że ci z partis romanae okazali się słabsi od tych z partis greacae (to dopełniacz od pars greaca), następowała zamiana miejsc: studenci z partis romanae zajmowali ławki w części sali z napisem pars graeca, a ci z partis greacae z satysfakcją siadali w drugim, zaszczytnym miejscu.

Był to niewątpliwie bodziec do nauki dla słabszych osobników i ostrzeżenie dla tej nieco lepiej uczącej się młodzieży, która jednak na jakiś czas opuściła się w lekcjach.

Myślę, że warto by dzisiaj powrócić do owej osobliwej rywalizacji…

Pan Literka

Scroll to Top