Każdy z tych rzeczowników ma dziś w polszczyźnie dorobioną drugą definicję
‒ W jednym z odcinków „Obcego języka polskiego” napisał Pan, że męskim odpowiednikiem słowa „konkubina” powinien być raczej „konkubin” niż „konkubent” – pisze internauta. ‒ Tymczasem wszędzie spotykam się właśnie z wyrazem „konkubent” i zdarza się, że jest użyty nie w znaczeniu ‘mężczyzna żyjący w nieślubnym związku z kobietą’, ale ogólnie ‘jeden z dwojga osób żyjących w konkubinacie’. Wychodzi na to, że i „konkubinę” można nazywać „konkubentem”…
Powiem szczerze: i ja zetknąłem się z owym nowym rozumieniem słowa konkubent. Posługują się nim namiętnie prawnicy, np.
Pozostawanie konkubenta w związku małżeńskim nie wyklucza możliwości nabycia przez niego rzeczy na współwłasność;
Większość prawników widzi źródło roszczeń w istnieniu konkretnych stanów faktycznych, których skutkiem są prawa majątkowe konkubentów.
Poprawne odczytanie sensu sformułowań pozostawanie konkubentów czy prawa majątkowe konkubentów wydaje się oczywiste. Rzecz jasna, chodzi o jedną z dwóch osób pozostających w nieformalnym związku, czyli i o konkubinę, i o konkubina/konkubenta.
Prawnicy niewątpliwie rozszerzyli znaczenie omawianych rzeczowników poza to, które podają słowniki (konkubent ‘mężczyzna żyjący w nieślubnym związku’, konkubenci ‘mężczyźni żyjący w nieformalnych związkach, oczywiście każdy w innym, z inną kobietą).
Dla nich konkubent to również ‘jedna z dwóch osób pozostających w nieformalnym związku’, a konkubenci ‒ ‘kobieta i mężczyzna żyjący bez ślubu’.
Nie mam złudzeń, że owo semantyczne przesunięcie w wyrazach konkubent, konkubenci należałoby jak najszybciej odnotować w słownikach, wprowadzając po prostu drugą definicję.
W oficjalnej polszczyźnie rzeczywiście brakuje pluralnego określenia odnoszącego się do kobiety i mężczyzny pozostających w konkubinacie. Mówiłoby się więc od tej pory i pisało konkubent, konkubenci zarówno o ‘mężczyźnie czy mężczyznach pozostających w nieformalnych związkach’, jak i o ‘jednej z osób żyjących konkubinacie oraz o dwóch takich osobach’.
Taki lifting semantyczny otrzymało jakiś czas temu (już w latach 50. ub. wieku!) na przykład słowo małżonek.
Ów wyraz nie oznacza dziś wyłącznie ‘męża’, ale i ‘jednego z małżonków: męża lub żonę’. Bardzo często po to drugie znaczenie małżonka sięgają prawnicy, np.
Czy małżonek może żądać opuszczenia mieszkania przez współmałżonka, który zamieszkuje mieszkanie będące na mocy umowy o podziale majątku jego własnością w czasie trwania związku?
A zatem musimy przyjąć do wiadomości, że małżonek znaczy też ‘jedno z małżonków’. Nie używa się w tym wypadku sformułowania jeden z małżonków, mając na uwadze to, że chodzi o ‘parę małżeńską’ (tak samo jedno z konkubentów, a nie: jeden konkubentów).
Dodam, że sporym uchybieniem jest posługiwanie się słowem małżonka w zwyczajnych sytuacjach życiowych. Zawsze należy mówić:
To jest moja żona; Proszę to oddać żonie; Z żoną konsultuję każdą ważną decyzję.
Małżonkę uważa się za wyraz oficjalny, używany jedynie w protokołach dyplomatycznych (np. Polskę odwiedził prezydent USA George W. Bush z małżonką).
Przy okazji omawiania owej gramatycznej kwestii trudno nie wspomnieć o rzeczowniku rodzic.
Dziś w słownikach natrafimy wyłącznie na znaczenie ‘ojciec i matka’, ale warto wiedzieć, że kiedyś wyraz ten miał zupełnie inny sens.
Otóż rodzicem nazywano ‘ojca’, a wcześniej także ‘krewnego, rodaka, krajana, ziomka’. Skoro był rodzic ‘ojciec’, musiała być i rodzica ‘matka, rodzicielka’.
Jeszcze Adam Mickiewicz pisał w „Konradzie Wallenrodzie”:
Wilja, naszych strumieni rodzica, dno ma złociste i niebieskie lica.
Słowo (ta) rodzica dawno temu wyszło z użycia, rodzic zaś otrzymał zupełnie inne znaczenie, urobione od znaczenia pluralnej formy rodzice (‘matka i ojciec’), czyli ‘jedno z dwojga rodziców’.
Pierwsi zaczęli tak mówić nauczyciele w szkołach, np.
Niech twój rodzic przyjdzie jutro na wywiadówkę; Poproś któregoś z rodziców, żeby się ze mną skontaktował.
I przyjęło się!
Trudno nie zgodzić się z tym, że rodzic jako neosemantyzm jest polszczyźnie przydatny. Ma tę zaletę, że krócej, lapidarniej niż wyrażenie jedno z rodziców wyraża treść, o którą chodzi.
Prof. Jan Miodek ocenia to następująco („Rzecz o języku. Szkice o współczesnej polszczyźnie”, Wrocław 1983):
Wygodniejsza, bo symetryczna, jest odpowiedniość „rodzice” (‘oboje: matka i ojciec’) – „rodzic” (‘jedno z tych dwojga rodziców’) niż „rodzice” (‘oboje: matka i ojciec’), ale rodzic (‘tylko jedno z nich: ojciec’).
MACIEJ MALINOWSKI