„Nie nazbyt poważny minireportaż o niewydarzonych witrażystach”

W Jastrzębiu Zdroju wszyscy chętni znowu pisali dyktando. Wiele osób przekonało się jednak, że polszczyzna jest niesłychanie trudna…

Nie ma już ogólnopolskich „Dyktand” w Katowicach, ale podobne odbywają się co jakiś czas w różnych miastach, np. w Jastrzębiu Zdroju (dlatego warto o nich czasem napisać). 3 czerwca, z inicjatywy posła Krzysztofa Gadowskiego i z udziałem senator Krystyny Bochenek jako patrona honorowego (to ona w 1987 r. wymyśliła klasówkę dla Polaków), do trzeciego już sprawdzianu z ortografii przystąpiło tam blisko 800 osób z całego regionu (a nawet goście z innych miast).

Uczestników podzielono na dwie grupy. Dzieci i młodzież do lat 16 pisały osobno (patrz „Polszczyzna od ręki Pana Literki”), dorośli osobno. Obydwa teksty przygotował prof. Edward Polański, autor m.in. Wielkiego słownika ortograficznego PWN (nowe wydanie, poprawione, uzupełnione, trafiło właśnie do księgarń), który postarał się o to, żeby „nie było za łatwo”.

I nie było. Najlepiej (zrobiła jedynie sześć błędów) z dyktandem dla starszych poradziła sobie 32-letnia Monika Hadalska, pracownica Działu Świadczeń Rodzinnych Ośrodka Pomocy Społecznej w Jastrzębiu Zdroju, matka dwóch synów, i została Jastrzębskim Mistrzem Ortografii 2006. Drugie miejsce zajął Lucjan Ogierman z Pielgrzymowic, a trzecie Justyna Mokrzycka z Jastrzębia Zdroju. Zwycięzcy otrzymali w nagrodę zestaw komputerowy, wieżę grającą, cyfrowe aparaty fotograficzne, rower i słowniki.

Tekst klasówki najeżony został arcytrudnymi wyrazami (proszę się o tym przekonać samemu), a jednym z najtrudniejszych okazała się forma czasownikowa wychynął. Wychynąć to inaczej ‘wysunąć się zza czegoś’, wyłonić się’, np. Księżyc wychynął zza chmur; Spomiędzy krzaków wychynął pies. Jest to dziś słowo przestarzałe, a przez to mylone z wyhodować, wyhasać się, wyholować, wyhulać się, wyhaftować i prowokujące do zapisu przez samo h. Tymczasem trzeba je łączyć z czasownikiem zwrotnym wychylić się (‘zmieniać pozycję, położenie czegoś’; wysuwać się’) oraz częściowo z gwarowym bezokolicznikiem chynąć, który znaczył dawniej ‘pochylić się, zakołysać się; spaść, runąć’), a więc pisać przez ch.

Nie zabrakło i innych pułapek (np. nie nazbyt, minireportaż, znużony, na wpół przytomny, beczułka, niezadługo, byliżby, niechżeż, poniewczasie; także interpunkcyjnych – to dla Polaków wciąż „czarna magia”), ale kto regularnie czyta „Obcy język polski”, błędów raczej nie zrobił. Miłej lektury.

MACIEJ MALINOWSKI

III Jastrzębskie Dyktando
(tekst dla dorosłych)

Nie nazbyt poważny minireportaż o niewydarzonych witrażystach

Pafnucy, zażywny obieżyświat, dziś był niewyspany, znużony. Od bez mała ćwierćwiecza miewał niemalże co noc halucynacje. Przed niespełna półtora rokiem przyśniły mu się krasnoludki, bez zażenowania warzyły grochówkę w jego rdzawobrunatnym, z lekka sczerniałym kubku. Paskudy hałasowały co niemiara, lecz harmider nie zdołał naówczas go obudzić. Tym razem histeryczny chichot tudzież pohukiwania wyrwały go ze snu. To nowo zatrudniony pracownik po wypiciu pół beczułki żubrówki, trunku wysokoprocentowego, na wpół przytomny, raz po raz jakimś żelastwem grzmocił o ścianę naprzeciwko jego łóżka. „Cóż by to było za hultajstwo, horrendalny blamaż!” – nie na żarty żachnął się Pafnucy. Niezadługo bez wahania wyskoczył spod pierzyny, narzuciwszy na siebie żółtopasiastą piżamę, wychynął ostrożnie na krużganek.

Znienacka ścisnął zheblowany kostur z buczyny i podążył pod hebanowe odrzwia zamczyska. W okamgnieniu spurpurowiał z oburzenia. Dwóch niedowarzonych żółtodziobów, ledwie co wprowadzonych do pracy nad rekonstrukcją późnobarokowego witrażu, już nie najmłodszych, o pobrużdżonych twarzach, Ambroży i Hubert, wpośród porozrzucanego rynsztunku nad wyraz chyżo krzesało hołubce przy rzężącym wtórze gramofonu, raz w raz dodając sobie animuszu głucho brzmiącym murmurandem i często gęsto rześkim przytupem, wrzeszcząc wniebogłosy. „Horror! Niezmęczeni ośmiogodzinną harówką? Czy to hulanka, czy też po prostu niby-praca? Byliżby to hochsztaplerzy?” – rozważał Pafnucy. Toteż na myśl o zmitrężeniu przez nich roboczodniówki od razu otworzył drzwi na oścież, krzycząc: „Dość wrzasków, jutro o wpół do szóstek! Niechżeż to was nauczy!”. Tymczasem, pożal się Boże, wysoko kwalifikowani rzemieślnicy, nieskorzy do kłótni, naprędce, raz-dwa, łapu-capu przez wpółotwarte drzwi pierzchnęli chyłkiem – z zawczasu podjętą decyzją: żeby się nie zhańbić, raniutko nie przyjdą, w zamian wybiorą inny niedokończony remont, a Pafnucy na pewno poniewczasie będzie żałował, że się z nimi handryczył.

Prof. dr hab. Edward Polański, Uniwersytet Śląski

 

Scroll to Top