Kamera obskura

Terminem tym określano dawniej dział czasopisma, w którym przytaczano (zwykle z ironicznym komentarzem) cytaty świadczące o nieporadności językowej lub nieuctwie autorów tekstów…

− Z ciekawością szukam co tydzień tej Twojej kamery obskury w „Angorze”! − rzucił w przelocie, mijając mnie w drzwiach, kolega po fachu. – Widzę, że zaczynasz przywalać po nazwiskach, nikogo nie oszczędzasz!

− Jak nie ma wyjścia, to przywalam − odparłem.

Kumpel, erudyta, dbający o poprawną polszczyznę, posłużył się zapomnianym już dziś określeniem kamera obskura (z łac. camera obscura) odnoszącym się do spraw językowych. Od razu spieszę z wyjaśnieniem, że choć słowo obskura wiąże się etymologicznie z obskurantem i obskurantyzmem, czyli generalnie ze wstecznictwem, zacofaniem, ciemnotą umysłową, a przymiotnik obskurny (z łac. obscurus) znaczy ‘lichy, nędzny, paskudny, brzydki’, to jednak całe wyrażenie kamera obskura nie jest pejoratywne, ma wydźwięk pozytywny. Terminem tym określano dawniej − pomińmy w tym momencie znaczenie związane z fizyką (kamera obskura to przede wszystkim ‘prototyp aparatu fotograficznego’) − dział czasopisma, w którym przytaczano (zwykle z ironicznym komentarzem) cytaty świadczące o nieporadności językowej lub nieuctwie autorów tekstów.

Czy o rubryce „Obcy język polski” w „Angorze” można powiedzieć, że jest kamerą obskurą? I tak, i nie. Wprawdzie staram się walczyć głównie z błędami, nielogicznościami, niechlujstwem językowym, a nie z ludźmi, ale czasem – przyznaję – nerwy puszczają i wówczas nie oszczędzam nikogo. Kaleczenie ojczystego języka, polegające na trwaniu przy naleciałościach środowiskowych, kolokwializmach, myleniu znaczenia wyrazów i zwrotów, złym akcentowaniu słów czy pisaniu z błędami ortograficznymi, a szczególnie interpunkcyjnymi – przybrało tak wielkie rozmiary, że uznałem, iż trzeba wreszcie powiedzieć „dość”, panowie i panie. Wtedy musi być bez pobłażania, otwarcie, po nazwiskach. Proszę wybaczyć…

Ilekroć gwiazda polskiej publicystyki politycznej Janina Paradowska z „Polityki” pojawia się w telewizji (np. w niedzielnej „Loży prasowej” w TVN-ie), tylekroć słyszę z jej ust rażące wyrażenie dlatego, bo… Zachodzę wówczas w głowę, jak to się dzieje, że nikt dotąd nie zwrócił doświadczonej dziennikarce uwagi na to uchybienie i nie wyjaśnił (po koleżeńsku), że jeżeli w zdaniu nadrzędnym występuje dlatego, zdanie podrzędne musi się rozpocząć od spójnika że, np. Zrobił to dlatego, że nie było innego wyjścia; Odeszła dlatego, że nie mogła dłużej znieść jego widoku. Reguła gramatyczna wyraźnie mówi o tym, że nigdy koło przysłówka (czy spójnika) dlatego nie mogą się pojawić spójniki bo, gdyż, ponieważ. Wolno ich natomiast użyć wtedy, gdy w zdaniu narzędnym… nie ma słowa dlatego, np. Otrzymał karę, ponieważ nabroił; Wyjechała, bo musiała; Pożegnała gości, gdyż zrobiło się późno.

Publicystka „Polityki” (zresztą nie tylko ona!) nie radzi sobie także ze zwrotami typu cokolwiek byśmy powiedzieli; ktokolwiek by to zrobił; jakkolwiek by było; gdziekolwiek by spojrzeć itp. Niby wie, że nie należy mówić: co byśmy nie powiedzieli; kto by tego nie zrobił; jak by nie było; gdzie by nie spojrzeć − bo to konstrukcje typowe dla języka rosyjskiego − ale mimo to przenosi do rodzimych wypowiedzeń z cząstką kolwiek- czasowniki zaprzeczone, np. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli; Ktokolwiek by tego nie zrobiłTo nie po polsku, pani redaktor! Proszę też nie używać rzeczownika personalizacja, kiedy ma pani na myśli personalia, tzn. imię i nazwisko kogoś. Personalizacja (z ang. personalization) jest tu tak samo niedobra, jak… personifikacja, ulubione słowo naszych polityków. Znaczy bowiem ‘nadanie czemuś charakteru osobistego’. Dodam na wszelki wypadek, że jest jeszcze personalizm, kierunek w filozofii i psychologii.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top