Jarmark, słowo niepolskie

Zapożyczyliśmy je z języka niemieckiego, tam jest słowo Jahrmarkt

– Spieramy się w gronie znajomych o pochodzenie słowa „jarmark”, inaczej „targ”, „targowisko”, „bazar”. Mnie wygląda na rodzime, inni twierdzą, że jest zapożyczone. Czy mogę prosić o rozstrzygnięcie spornej kwestii i kilka informacji na temat rodowodu przywołanego wyrazu? – prosi internauta.

Rację mają ci, którzy widzą w słowie jarmark elementy niepolskie. Prawdą jest bowiem, że ów wyraz zapożyczyliśmy z języka niemieckiego (od: Jahrmarkt, dosłownie ‘roczny targ’), jedynie trochę uprościliśmy go graficznie i fonetycznie. W ten sposób powstała forma rodzima bez niemego h i końcowej głoski t, przyjmująca w dopełniaczu l. poj. postać jarmarku.

W latach tuż po drugiej wojnie światowej typowe jarmarki odbywały się przeważnie w miejscach centralnych małych miast i zwykle w ustalonych z góry terminach. Pamiętamy jedną z sugestywnych scen filmu „Sami swoi”, dotyczącą handlu wymiennego na targu (np. roweru na kota, gdyż akurat zwierzątko potrzebne było w gospodarstwie Pawlaka).

Jarmark był wielkim wydarzeniem dla mieszkańców, stanowił prawdziwy zjazd sprzedających i kupujących przybyłych nieraz z odległych zakątków kraju.

Szczególną sławą cieszyły się tzw. końskie jarmarki.

Widziałam go niedawno w Borku na końskim jarmarku – pisała w „Nocach i dniach” Maria Dąbrowska (cytuję za Słownikiem języka polskiego PWN, Warszawa 1961, t. III, s. 326). W grę wchodziły rzecz jasna również inne zwierzęta: Szedł chłop na jarmark, ciągnąc cielę na powrozie – pisał w „Bajkach” Ignacy Krasicki.

W Polsce ów rodzaj handlu rozkwitł na przełomie XV i XVI stulecia. Z zachodu transportowano wówczas do nas głównie zwoje sukna i rozmaite wyroby żelazne, my sprzedawaliśmy futra, zboże, woły, drewno, produkty leśne itp.

Warto dodać, że staropolszczyzna znała nie tylko rzeczownik jarmark. Nasi przodkowie chętnie posługiwali się też tzw. derywatami, czyli tworami pochodnymi. Miały one raczej status potoczności, zdarzało się jednak, że trafiały do tekstów pisanych.

Przykładowo – czasownik jarmarczyć bądź jarmarkować znaczył ‘handlować na jarmarku’, a tego, który trudnił się owym zajęciem lub regularnie bywał na tego rodzaju targowiskach, nazywano jarmarcznikiem albo jarmarkowiczem.

Płaciło się też tzw. jarmarczne lub jarmarkowe (oczywiście, chodziło o ‘opłatę na jarmarku, podatek jarmarczny’; współcześnie powiedzielibyśmy: placowe).

Bywa, że niektórzy użytkownicy polszczyzny – ze względu na podobieństwo brzmieniowe początkowego członu wyrazów jarmark i jar –  włączają je do tej samej rodziny wyrazów i sądzą, że etymologicznie są spokrewnione (że niby najlepszą porą roku organizowania jarmarków jest okres po zimie, czyli jar). Niestety, to nieprawda…

Słowo jar łączy się z czasownikami jarzyć się, rozjarzyć się (‘świecić, dawać ciepło’), gdyż kiedy nastaje wiosna, światło słoneczne budzi do życia przyrodę. To dlatego do dzisiaj funkcjonuje jeszcze w polszczyźnie pochodzący od jaru przymiotnik jary (inaczej ‘wiosenny, siany na wiosnę).

Ciągle ludzie na wsiach rozróżniają zboże czy żyto jare od zboża ozimego, jarzyny, które siało się lub sadziło na jarze, czyli wiosną, i warzywa ozime (oziminy), tzn. takie, które wymagały siewu jesiennego bądź pochodziły z siewu przeprowadzonego w tym okresie’.

Współcześnie słowo jarzyna (jarzyny) nabrało szerszego znaczenia, oznacza wszystkie rośliny jadalne bez względu na to, czy są chowu wiosennego czy „zimowego”. Inaczej na jarzyny mówi się warzywa, choć istnieje jeszcze trzecie określenie – włoszczyzna, które z kolei zawdzięczamy królowej Bonie.

Do głowy nam nie przychodzi, że swojsko brzmiące wyrazy cebula, kapusta, por, kalafior czy kalarepa mogą być z pochodzenia włoskie (odpowiednio cipolla, cavolo, cavolfiore, cavalo rapa) i że upowszechniła je władczyni pochodząca z Italii.

 MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top