Śmigus-dyngus

Wyrażenie to wygląda na swojskie, ale takie nie jest. Powstało pod wpływem wyrazu niemieckiego i łacińskiego

W świątecznym odcinku „Obcego języka polskiego” przybliżę Państwu etymologię nazwy śmigus-dyngus. Na pierwszy rzut oka wydaje się ona tworem rodzimym (brzmi tak samo swojsko jak np. dzikus, piegus, psikus czy świrus itp.), przywołujemy ją co roku w okresie Wielkanocy i doskonale wiemy, o jaki zwyczaj chodzi.

Wyrazy śmigus i dyngus nie są polskie i nie od razu występowały wspólnie. Początkowo nasi przodkowie posługiwali się określeniem o innym brzmieniu i innej grafii – szmigurst lub szmigust, mającym związek z niemieckim wyrazem Schmeckostern lub Schmackostern (‘zwyczaj bicia rózgą w Wielkanoc’, od schmacken ‘bić’ i Ostern ‘Wielkanoc’).

Ponieważ jednak w polszczyźnie istniał rzeczownik śmiga (inaczej ‘smagły pręcik, wić, rózga, coś smagłego do bicia) oraz czasownik śmigać, śmignąć (‘smagnąć kogoś, zdzielić kogoś czymś, chlasnąć’), dość szybko upowszechniła się inna postać gramatyczna wyrazu szmigurst lub szmigust – z nagłosowym ś- i z uproszczonym zakończeniem -us zamiast -urst, czyli śmigus (niewykluczone, że owo-us w śmigus wzięło się od -us w dyngus).

Tak więc można powiedzieć, że choć wyraz śmigus etymologicznie, genetycznie należałoby łączyć z niemieckim rzeczownikiem Schmeckostern lub Schmackostern, to jednak – wtórnie – nie wydaje się uchybieniem kojarzenie go z rodzimymi tworami śmiga, śmigać, śmignąć (też przecież dotyczącymi bicia). Trudno zatem mówić o klasycznej kontaminacji słowotwórczej wyrazów szmigurst, szmigust oraz śmiga, ale raczej o oddziaływaniu jednych form na drugie ze względu na podobieństwo zarówno graficzne, jak i semantyczne.

Z tego, co napisałem, wynika, że pierwotnie słowo śmigus (wcześniej szmigurst, szmigust, a także śmigust) nazywało wyłącznie symboliczne bicie, smaganie kogoś witkami wierzby lub palmami po nogach. Dopiero z czasem rozszerzona została jego definicja – do smagania po nogach doszło jednoczesne polewanie wodą, co miało symbolizować wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a także obmycie z grzechu.

Dodatkowo w gwarze upowszechnił się jeszcze jeden sens śmigusa – ‘dar gospodyni ofiarowany jako wykup od polewania wodą w poniedziałek wielkanocny (najczęściej pisanki lub pieniądze) bądź mały poczęstunek po oblaniu wodą’. W Słowniku języka polskiego PWN pod redakcją Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1966, t. 8, s. 1298) czytamy: Jeden parobek przebrany był za niedźwiedzia, drugi za Cygana, i wyprawiali sztuki, (…) po czym prosili przytomnych [czyli obecnych – mój przypis] o śmigus, to jest pieniądze na wódkę.

Odpowiedzmy wreszcie na pytanie, kiedy do nazwy śmigus dodany został człon dyngus i zaczęło na dobre funkcjonować w polszczyźnie wyrażenie śmigus-dyngus.

Otóż w języku niemieckim istniało słowo Dingus ‘okup, wykup’ (od czasownika dingen ‘targować się, wykupywać się’) i właśnie nim, po spolszczeniu na dyngus, zaczęto się posługiwać w znaczeniu ‘wykupywanie się, dawanie datków, prezentów (np. pisanek) chłopcom chodzącym po domach z życzeniami, pieśniami, żeby nie zostać oblanym wodą’.

A zatem podsumujmy. Najpierw było w użyciu samodzielne słowo szmigurst, szmigust nazywające czynność ‘bicia, smagania rózgą w Wielkanoc’. Później pojawił się rzeczownik śmigus z rozszerzoną definicją ‘polewanie wodą’. Wreszcie do śmigusa dołączyło słowo dyngus (czyli ‘wykupywanie się datkami, żeby nie zostać jeszcze bardziej zesmaganym i zlanym wodą’), i tym samym narodziło się wyrażenie śmigus-dyngus będące dzisiaj pełną nazwą obrzędu w poniedziałek wielkanocny.

Ze względu na człony o takim samym zakończeniu (-gus), a więc podobnie brzmiące, wyrażenieśmigus-dyngus zalicza się do zestawień równorzędnych i dlatego zapisuje z łącznikiem (jak np. czary-mary, kogelmogel czy hokus-pokus) oraz małymi literami, gdyż chodzi o nazwę obrzędu. Rzecz jasna, należy odmieniać obydwa wyrazy i pamiętać o tym, że w dopełniaczu możliwe są oboczne postacie: (tego) śmigusa-dyngusa i (tego) śmigusu-dyngusu.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top