I to by było na tyle

Nie wszyscy wiedzą, że ów frazeologizm to… żart stworzony na potrzeby estrady i show-biznesu, zlepek dwóch konstrukcji, potworek gramatyczny…

Wciąż nadsyłają Państwo e-maile z przykładami słów natrętów w mowie. Pan Marian D. z Krakowa (adres e-mailowy do wiadomości redakcji) dzieli się ze mną takim oto spostrzeżeniem:

Kiedy byłem w wojsku, niektórzy przełożeni każdy rozkaz kończyli słówkiem „wszystko” albo „i wszystko”, np. „Dobrxxxxx, za karę nie pójdziecie w sobotę na przepustkę, wszystko” albo „Dobrxxxx, macie trzy minuty na zrobienie porządku na łóżku, i wszystko”. Nie kryłem irytacji, gdyż dla mnie wyraz „wszystko” znaczył ‘ogół rzeczy, ogół spraw’. Dopiero później przyszło mi na myśl, że sierżant czy chorąży mógł używać skróconej wersji zwrotu „i to wszystko, co mam ci, Dobrxxxxx, w tej sprawie do powiedzenia. Tak czy inaczej nie mogłem tego słuchać…”. 

Z kolei p. Sławomir G. pisze tak:

‒ Jakiś czas temu w telewizji minister zdrowia Ewa Kopacz kilkanaście razy użyła powiedzenia „tak naprawdę”. W jej komentarzach było mało treści, za to z regularnością kilkunastu sekund padały słowa „tak naprawdę”. Innym przykładem wtrętu, który mnie poraża, są wyrazy „generalnie” i „aczkolwiek”.Nieważne, co chce się powiedzieć, istotne, żeby sięgnąć po formę „generalnie”, bo wtedy jest pretekst, by posłużyć się słowem „aczkolwiek”, według algorytmu „generalnie” – „aczkolwiek” – „generalnie” (…).

Wyrażenie tak naprawdę nie podoba się również p. Włodzimierzowi K.: ‒ Przeczytałem Pana artykuł o bezsensownym nadużywaniu słowa „jakby” i całkowicie się z nim zgadzam. Jest jeszcze inny wtręt, „tak naprawdę”, który robi wielką karierę. Wystarczy włączyć telewizor lub radio… 

Rzeczywiście, owo tak naprawdę denerwuje i mnie, kiedy niepotrzebnie i za często pojawia się w jakiejś w wypowiedzi. Ale uwaga! Okazuje się, że czasem jest poprawne, a nawet konieczne!

Istnieje bowiem różnica znaczeniowa między wyrazem naprawdę a wyrażeniem tak naprawdę.

Jeśli ktoś zamierza przekonać kogoś o słuszności swego sądu czy potwierdza prawdziwość jakiejś opinii, to istotnie wystarczy, że użyje partykuły naprawdę (np. Trzeba być naprawdę głupcem, żeby tego nie zauważyć; Ona naprawdę lubiła to zajęcie).

Jeśli jednak chodzi o to, że istnieje jakiś stan rzeczy, choć można by sądzić, że jest inaczej, to wówczas należy się posłużyć wyrażeniem tak naprawdę (np. Winny był tak naprawdę nie zarząd, lecz rada nadzorcza; Tak naprawdę to ogromny ze mnie głupiec…).

À propos słowa wszystko, kończącego czasem wypowiedź, to zdaje się, że nie należy go uważać za typowe wyłącznie dla środowiska wojskowego. Pada (chyba celowo) w tekście piosenki Wojciecha Młynarskiego „Jesteśmy na wczasach”, kiedy to basista oświadcza się pewnej kobiecie i mówi:

„Dla sympatycznej panny Krysi z turnusu III ode mnie: ‒ Panno Krysiu, kocham panią. Wszystko”. Zgadzam się jednak, że używany bywa w tym wypadku bezsensownie…

Wymieńmy jeszcze inne wtręty.

Nierzadko kiedy ktoś o czymś opowiada albo coś wygłasza, posługuje się wyrażeniem w związku powyższym albo jak wyżej. Szkoda, że nie wie wówczas, iż obydwa sformułowania mogą dotyczyć wyłącznie wypowiedzi pisanej (zwykle odsyłają one czytelnika do wcześniejszych fragmentów czy urywków tekstu). W mowie nie istnieją miejsca położone wyżej i niżej, a więc śmiesznie brzmią wypowiedzi z wtrętami w związku z powyższym; jak wyżej albo w  świetle powyższych uwag.

W takiej czy podobnej sytuacji trzeba sięgać po sformułowania w związku z tym; jak wcześniej (wspomniałem) czy w świetle tych uwag, w świetle wcześniejszych uwag. 

Gwoli sprawiedliwości dodam, że funkcjonują jednak w polszczyźnie dwa wyrażenia, których ‒ choć dotyczą pisania ‒ nie uznaje się obecnie w mowie za uchybienia: nawiasem mówiąc i (powiedzieć coś) na marginesie. Zarówno nawias, jak i margines to słowa również związane tekstem pisanym, jednak – paradoksalnie – przyjęły się w mowie i dziś nikogo nie rażą.

Bywa i tak, że pewne słowa, albo nawet całe wyrażenia i całe zwroty, przedostają się do polszczyzny potocznej, gdyż zdobyły popularność w programach kabaretowych.

Z pewnością pamiętają Państwo, jak nieodżałowany satyryk prof. Jan Tadeusz Stanisławski każdy wykład z „mniemanologii stosowanej” kończył słowami I to by było na tyle.

Nie wszyscy jednak (do dzisiaj) wiedzą, że ów frazeologizm to… żart stworzony wyłącznie na potrzeby estrady i show-biznesu, zlepek dwóch konstrukcji:

– i to by było wszystko (w domyśle: co przygotowałem dla państwa) oraz

– I tyle by było (w domyśle żartów, wygłupów) na dziś.

Tymczasem ogromnie się spodobał i stał powiedzeniem traktowanym zupełnie serio.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top