Hodowla pieczarek (a nie: pieczarki)

Prof. Jan Tokarski wziął kiedyś w obronę konstrukcję „Na ile te jabłka?”, twierdząc, że wiąże się ona z dawnymi obyczajami handlowymi w Warszawie.

Ilekroć na stoiskach z owocami czy warzywami widzę napisy w rodzaju truskawka 5 zł, cytryna 4 zł, banan 4 zł itp., tylekroć korci mnie, by zapytać sprzedającego: czy to jedna truskawka kosztuje 5 zł; czy za jedną cytrynę trzeba zapłacić 4 zł albo czy jeden banan wyceniony został na 4 zł? Oczywiście, nie robię tego z prostej przyczyny: żeby nie wzięto mnie za osobnika niespełna rozumu albo żebym nie musiał wysłuchiwać złośliwych i kąśliwych uwag pod swoim adresem….

Zresztą przekupki patrzą na mnie podejrzliwie już wtedy, gdy proszę o trzydzieści deka sera żółtego czy dwadzieścia deka szynki wiejskiej i słowo deka wymawiam z wyraźnym wygłosem -a, a nie -o. Nawet do głowy im nie przyjdzie, że tak jest poprawnie, że należy mówić i pisać jedno deka, dwa deka, pięć deka, dziesięć deka, dwadzieścia deka, trzydzieści deka, bo jeśli od słowa dekagramodrzucimy końcowe -gram, to zostaje właśnie deka, a nie: deko. Nie mam wówczas wątpliwości, że w młodości handlarki z bazarów nie były miłośniczkami twórczości nieodżałowanego Jana Brzechwy. W przeciwnym razie wiedziałyby, że Kaczka Dziwaczka raz poszła do fryzjera i powiedziała: „Poproszę o kilo sera!”, ale w aptece poprosiła mleka pięć deka i że w tym wypadku nie chodziło bynajmniej wyłącznie o utrzymanie rymu mleka – deka. Po prostu Brzechwa uczył dzieci dobrej polszczyzny…. Czy trzeba dodawać, że błędne (to) deko upowszechniło się wskutek analogii do poprawnego (to) kilo i dziś tępienie go byłoby zwykłą walką z wiatrakami?

Zdaje się, że nic już nie jest w stanie wyplenić z języka handlowego innego uchybienia, mianowicie zwrotu Na ile te jabłka, gruszki, pomidory? itp. Choć wszystkie wydawnictwa poprawnościowe uznają tego typu sformułowanie za błędne (każą mówić i pisać: Po ile te jabłka, gruszki, pomidory?; dawniej w obiegu była jeszcze forma: po czemu?), to jednak jest ono tak powszechne, że każda próba wyrugowania go z polszczyzny wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Zresztą w tym wypadku, okazuje się, pojawia się jedno „ale”. Otóż wybitny językoznawca prof. Jan Tokarski wziął kiedyś w obronę konstrukcję na ile te jabłka?, twierdząc, że wiąże się ona z dawnymi obyczajami handlowymi w Warszawie (co opisywał w swych Kronikach Bolesław Prus). Chodziło o to, że przed laty ceny na bazarach nie były stałe (w stopniu o wiele większym niż dzisiaj), kupujący targowali się długo i skutecznie. Zdarzało się więc nagminnie, że ten sam towar rano kosztował dużo więcej niż w południe albo pod koniec dnia   Po prostu sprzedający, w zależności od popytu na dany produkt, bądź podwyższał jego cenę, bądź ją obniżał. Dlatego klient, wtajemniczony w tę procedurę, słusznie zaczynał rozmowę od słów: Na ile te jabłka, gruszki, pomidory?, co było eliptyczną konstrukcją właściwego w domyśle pytania: Na ile je pan cenisz do targu? Gdyby bowiem kupujący odezwał się tak: Po ile pan, pani sprzedaje te jabłka, gruszki, pomidory?,odpowiedź mogłaby brzmieć: Różnie, jak się uda; Zaraz obliczę, jak to wychodzi z całego dnia…

Ale revenons à nos moutons!, tzn. do nazywania owoców, warzyw i innych produktów oferowanych na bazarach. Okazuje się, że niektóre nazwy mogą jednak występować języku handlowym w liczbie pojedynczej, choć mają znaczenie zbiorowe. Mówi się i pisze:marchew, pietruszka, groch, fasola, rabarbar, rzodkiewka, ale zawsze sprzedaje się ziemniaki, maliny, jabłka, gruszki, śliwki, banany, buraki, jajka. Zdaniem prof. Andrzeja Markowskiego, autora „Nowego słownika poprawnej polszczyzny” PWN, przewodniczącego Rady Języka Polskiego, żadnej widocznej konsekwencji w tym względzie nie ma. Na razie nikt jeszcze nie posługuje się wyrażeniamiprzetwórstwo jabłka czy zbiór gruszki na wzór połów dorsza (zamiast: dorszy), śledzia (zamiast: śledzi), hodowla pieczarki (zamiast:pieczarek), ale jeśli będziemy „rozszerzać przez analogię”, to i takie konstrukcje się pojawią. Jednym słowem zauważa się tendencję do ujednolicania nazw sprzedawanych produktów. Dotyczy to zresztą nie tylko nazywania artykułów i produktów spożywczych. Mówi się już przecież koszula z krótkim rękawem, mimo że wiadomo, iż chodzi o dwa krótkie rękawy u koszuli.

MACIEJ MALINOWSKI

Scroll to Top